Mustafa Dżemilew, przywódca Tatarów krymskich, poseł Rady Najwyższej Ukrainy
Aspirowalibyśmy na Krym, nawet gdyby tam była pustynia
Mustafa Dżemilew jest symbolem jedności Tatarów krymskich i ich powrotu do ojczyzny. Poświęcił swoje życie walce z systemem, za co spędził w więzieniu 15 lat. Po zajęciu Krymu przez Rosję Mustafa Dżemilew nadal broni praw swojego narodu. W rozmowie z Ukrinformem opowiada o tym, co pomogło mu przetrwać i zachować tożsamość podczas deportacji, o walce Tatarów krymskich z rosyjską okupacją, o tym, jak widzi przyszłość Krymu i Tatarów krymskich.
OKUPACJA – WIELKA TRAGEDIA KRYMSKIEGO TATARA
- Mustafa, Pan i ja spotykamy się w przeddzień Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Tatarów Krymskich. 79 lat temu z rozkazu Stalina deportowano z Krymu ponad 190 tysięcy Tatarów krymskich, wielu było prześladowanych i poddanych represjom. Po zajęciu Krymu przez Federację Rosyjską wasz naród jest ponownie zmuszony do opuszczenia Ojczyzny. Wiadomo, że po 2014 roku półwysep opuściło ok. 30 tys. Tatarów krymskich, a kolejne 10 tys. opuściło Krym w wyniku nielegalnej mobilizacji. Czy porównuje pan działania reżimów stalinowskiego i putinowskiego?
- Historia narodu krymsko-tatarskiego rozwijała się w taki sposób, że jej najważniejszą datą był dzień żałoby. Bo mówimy nie tylko o deportacji, ale także o próbie zniszczenia narodu krymsko-tatarskiego. Jednocześnie zniszczyli całe nasze dziedzictwo kulturowe: spalili książki, zniszczyli pomniki, cmentarze, zamienili nagrobki w chodniki. W miejscach eksmisji byliśmy utożsamiani z zupełnie innym ludem - Tatarami z Wołgi. Ale ocaleni Tatarzy krymscy rozpoczęli walkę o powrót do ojczyzny. A 18 maja to także dzień konsolidacji Tatarów krymskich w walce o swoje prawa i powrót na Krym. Dlatego jest całkiem naturalne, że pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow podpisał dekret wyznaczający tę datę po Rewolucji Godności.
O powrót do Ojczyzny walczyliśmy przez około pół wieku. Setki ludzi przeszło przez sowieckie więzienia i obozy. I dopiero w latach pierestrojki, po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy, mogliśmy wrócić na Krym. Wprawdzie część naszych ludzi z różnych powodów pozostała w miejscach deportacji: część nie miała możliwości finansowych na przeprowadzkę, część była w mieszanych małżeństwach, ale większość nadal powoli zaczynała budować swoje życie na Krymie.
A oto następuje okupacja pod koniec lutego 2014. Dla nas oczywiście była to tragedia, straszna zbrodnia. W przeciwieństwie do całej ludności półwyspu Tatarzy krymscy złożyli oświadczenie, że nie uznają i nigdy nie uznają okupacji, a Krym jest terytorium Ukrainy. Następnie poprosiliśmy o wsparcie świata, organizacji międzynarodowych, aby zmusić Rosję do wycofania wojsk z naszego terytorium. Ale stało się, co się stało. Kraje zachodnie ograniczyły się do pewnych sankcji, które nie dotknęły zbytnio Rosji.
Dla nas ta okupacja była mniej więcej na tym samym poziomie, co deportacja i ludobójstwo z 1944 roku. Ponieważ nasi ludzie nie mogą żyć w takich warunkach. Około 10% Tatarów krymskich, którzy powrócili po deportacji, ponownie opuściło ojczyznę. Ci, którzy potrafią walczyć, walczą, są wtrącani do więzień.
Często jestem pytany, jak to na mnie wpłynęło. Cóż mogę powiedzieć... Główną część życia spędziłem poza Krymem, w bardzo niewygodnych miejscach. Dlatego, jeśli porównasz to z tym, czego doświadczyłem za rządów sowieckich… Teraz mieszkam w dużym mieście, nie ma dla mnie żadnego dyskomfortu. Nasi ludzie cierpią. Bo okupacja to wielka tragedia dla Tatarów Krymskich, którzy tyle lat walczyli o powrót do Ojczyzny; walczył z reżimem totalitarnym i ponownie znalazł się pod rządami reżimu jeszcze gorszego niż sowiecki.
Po zajęciu półwyspu Tatarzy krymscy przenieśli się głównie na Ukrainę kontynentalną z nadzieją i wiarą, że pewnego dnia ich Krym zostanie wyzwolony i wrócą. Ale kiedy zaczęła się tak zwana mobilizacja, nie można było już wyjechać na Ukrainę kontynentalną. Jechali więc, gdzie tylko mogli – do Kazachstanu, Turcji, Gruzji, Armenii, a potem do innych krajów. Okazało się, że ludzie byli bardzo rozproszeni po całym świecie. A te 10 tysięcy osób, o których wspomniałeś, to przybliżona liczba tych, którzy opuścili Krym w wyniku „mobilizacji”. Część z nich jest teraz w Europie, część w Ameryce... Każdy jest, gdzie może być. Oto jaka wyszła sytuacja.
NIE MAMY NIC PRÓCZ KRYMU
- Pańską rodzinę deportowano z Krymu, kiedy był Pan dzieckiem. Nie pamiętaliście Krymu, ale desperacko walczyliście o jego powrót, broniliście praw Tatarów krymskich. Co Pana zmotywowało do tej walki? Jak Tatarom krymskim udało się zachować swoje tradycje i kulturę podczas deportacji?
- Każdy człowiek po osiągnięciu pewnego wieku zaczyna zadawać sobie pytania: kim jestem, gdzie jest moja ojczyzna, gdzie się urodziłem, po co tu jestem? Wśród Tatarów krymskich edukacja i formowanie osobowości odbywa się w rodzinach. Na miejscach zesłań wszyscy byliśmy pod nadzorem komendanckim, nie mieliśmy prawa opuszczać osad, do których nas przywieziono. Dlatego największą przyjemnością dla Tatarów krymskich były wieczorne odwiedziny. Podczas tych spotkań wspominaliśmy tych, którzy zginęli w czasie wysiedlania, opowiadaliśmy, kto i jak nas traktował. I oczywiście rozmawialiśmy o Krymie. Postrzegaliśmy i nadal postrzegamy półwysep jako historyczną Ojczyznę. Aspirowaliśmy i aspirujemy tam nie dlatego, że jest Morze Czarne, dobre powietrze czy coś innego. Aspirowalibyśmy na Krym, nawet gdyby tam była pustynia. Poza Krymem nie mamy nic.
Sowiecka propaganda jakoś na nas nie działała. Dobrze pamiętam dzień śmierci Stalina. Wszyscy płakali, jakby nadszedł koniec świata. I zauważyłem, że Tatarzy Krymscy żartowali między sobą. Uczyłem się wtedy w szkole i pamiętam, jak przybiegł jeden chłopak - był wśród nas jak lider - i powiedział: patrz, wszyscy płaczą, tylko nie my. Powiedział, płaczmy, inaczej rodzice zostaną aresztowani. Przyniósł nawet cebulę i kazał nam przecierać oczy... Tak było. Zawsze byliśmy narodem antyradzieckim, antykomunistycznym.
Susłow, główny ideolog partii komunistycznej, powiedział, że mały naród Tatarów Krymskich wyrządził rządowi radzieckiemu najwięcej szkód. To oczywiście dla nas komplement. Nasz ruch narodowy zaczął się rozwijać po śmierci Stalina. Odrodzeniu tożsamości, w pewnym stopniu odrodzeniu kultury i języka, sprzyjał fakt, że rozpoczął się ruch na rzecz powrotu do naszej Ojczyzny. Świadomość, że wrócimy, znów będziemy jednym narodem, była dla nas, młodych ludzi, motywacją do szacunku dla naszej kultury.
Znajomość naszego języka ojczystego otrzymaliśmy tylko od naszych rodziców. A jeśli rodzice też urodzili się w miejscach zesłań, to gorzej znali język krymsko-tatarski. Dlatego wielu Tatarów krymskich posługuje się językiem na poziomie podstawowym. Kiedyś przeprowadzili ankietę i dowiedzieli się, że tylko 20% Tatarów krymskich umie komunikować się w swoim ojczystym języku. Na przykład uważam się za jednego z najlepszych znawców języka tatarsko-krymskiego, chociaż nigdy go nigdzie nie studiowałem. Bo języka krymsko-tatarskiego na zesłaniu nie uczono w szkołach. W miejscach deportacji pozwolono nam czytać książki o treści sowieckiej, napisane w języku krymsko-tatarskim. To były głupie książki, ale nie byłem leniwy i przeczytałem je od początku do końca, aby poprawić swój język. Ale niestety nie każdy mógł to zrobić, nie każdy miał tyle czasu co ja. Byłem w więzieniach...
Dlatego oczywiście dużo straciliśmy. A teraz jesteśmy bardzo wdzięczni państwu ukraińskiemu, że jest decyzja Rady Ministrów w sprawie programu odrodzenia języka krymsko-tatarskiego. Państwo próbuje coś zrobić, ale bardzo dużo zależy jeszcze od nas.
W 2011 ROKU ROSJA PRZEZNACZYŁA 20 MILIONÓW DOLARÓW NA DOPROWADZENIE DO ROZŁAMU W MEDŻLISIE
- Jeśli mówimy o kolejnych krokach państwa ukraińskiego w sprawie Krymu, to jak je pan widzi, w szczególności w odniesieniu do statusu Krymu?
- Krym to ojczyzna Tatarów Krymskich, więc może tu chodzić tylko o autonomię narodowo-terytorialną. Pierwszy krok w tym kierunku został już zrobiony: w 2021 r. Rada przyjęła ustawę o ludności tubylczej. Na podstawie tej ustawy możliwe jest przeformatowanie obecnej autonomicznej republiki Krymu na narodowo-terytorialną. Niekoniecznie należy to nazywać autonomią Tatarów krymskich, ale należy stworzyć warunki do realizacji prawa rdzennej ludności do samostanowienia. Oczywiście nie powinno być dyskryminacji innych narodowości. Jedyne, czego potrzebujemy, to uznanie języka krymsko-tatarskiego za język państwowy, zapewniającego odpowiednią reprezentację Tatarów krymskich we wszystkich gałęziach władzy Autonomicznej Republiki Krymu. Broniliśmy tego od pierwszych dni niepodległości Ukrainy. Ale niestety nie wszyscy nas słyszeli.
Na stosunek do nas w państwie ukraińskim miała oczywiście wpływ Rosja. Zwróćcie uwagę na publikacje, które kiedyś krążyły: mówiące, że Tatarzy krymscy są zagrożeniem dla państwa ukraińskiego, że stworzą drugą Czeczenię, drugie Kosowo, zniszczą Ukrainę... Dlatego stosunek do nas był specyficzny. Wiele się zmieniło od czasu Rewolucji Godności. Jeśli, powiedzmy, do 2014 roku pomysł przeformatowania republiki autonomicznej w autonomię narodowo-terytorialną, według sondaży, popierało 20-25% mieszkańców Ukrainy, to teraz jest to ponad 55%. I myślę, że ten wskaźnik będzie rósł. Autonomia narodowo-terytorialna Tatarów krymskich jest przecież potrzebna nie tylko w interesie zachowania narodu krymsko-tatarskiego, naszej dawnej kultury, ale także w interesie zachowania państwa ukraińskiego. Życie pokazało, kto jest kim w autonomicznej republice. Na początku okupacji na Krymie przedstawiciele innych narodowości, jak etniczny Rosjanin Oleg Sencow i Ukrainiec Mykoła Bałuch, w takiej czy innej formie wyrażali swój sprzeciw. Ale Tatarzy krymscy powstali jako zjednoczony front przeciwko okupantowi. A teraz oczywiście stosunek do tego narodu – zarówno wśród Ukraińców, jak i w korytarzach władzy – uległ zmianie.
Pamiętam, jak w nocy 27 lutego terroryści zajęli budynek Rady Najwyższej i Rady Ministrów ARK. Było tam tylko 70 uzbrojonych terrorystów, można ich było łatwo otoczyć i wypędzić. Ale 88% pracowników Służby Bezpieczeństwa Krymu przeszło na stronę wroga. Nawiasem mówiąc, w tej formacji SBU nie było ani jednego Tatara krymskiego, ponieważ taki był stosunek do Tatarów krymskich. Dowódca „Alfy”, znajdującej się wówczas 30 kilometrów od Symferopola, zapytany przez Refata Czubarowa, dlaczego nie przybyli, nie otoczyli i nie zneutralizowali tych terrorystów, odpowiedział: nie dostaliśmy rozkazu i mieliśmy koncepcję, że główni separatyści zagrażających integralności terytorialnej Ukrainy, są to Tatarzy krymscy. Niestety takie było stanowisko.
A w 2011 roku przechwyciliśmy analityczną notatkę FSB dotyczącą sytuacji na Krymie. Mówiono tam, że głównymi przeciwnikami realizacji rosyjskich interesów na Krymie są Tatarzy krymscy i Medżlis, zaproponowano plan działań, jak zneutralizować i rozbić nasze przedstawicielstwo. Na ten cel przeznaczono około 20 milionów dolarów. I co najciekawsze, dosłownie w ciągu kilku tygodni udało nam się przechwycić podobną notatkę analityczną, tyle że z oddziału SBU Krymu. Stwierdzono, że głównymi przeciwnikami reżimu Janukowycza są Tatarzy krymscy i Medżlis. Zaproponowano również szereg środków mających na celu wprowadzenie rozłamu w nasze szeregi.
BEZ WYZWOLENIA KRYMU NASZ NARÓD PO PROSTU NIE MA ŻADNYCH PERSPEKTYW
- Wracając do kwestii deokupacji Krymu, w jaki sposób Pana zdaniem można wyzwolić półwysep?
- Oczywiście chcielibyśmy, aby Krym został wyzwolony środkami niemilitarnymi. Przecież w przypadku działań wojennych na Krymie represje okupantów będą wymierzone przede wszystkim w Tatarów krymskich, nawet jeśli nic nie będziemy robili. Oczywiście jest to zniszczenie, śmierć ludzi. Dlatego opowiadaliśmy się za dyplomatycznym sposobem wyzwolenia Krymu.
Jak wiadomo, po inwazji na pełną skalę rozpoczęły się negocjacje między przedstawicielami Ukrainy i Rosji. Najpierw odbywały się na terenie Białorusi, co mnie oburzyło, ale potem platforma negocjacyjna została przeniesiona do Stambułu. Broniliśmy stanowiska, że agresor powinien wycofać się do granic, które istniały do 24 lutego 2022 r., a kwestia Krymu i Donbasu powinna zostać rozwiązana w drodze negocjacji. Ale niemal natychmiast rzecznik Putina Pieskow oświadczył, że kwestia Krymu nie będzie poruszana.
Jednym słowem sami zamknęli wszelkie możliwości negocjacji. A teraz nie ma innego sposobu, z wyjątkiem militarnego. Kiedy dzwonią do mnie rodacy z Krymu i pytają, jak się sprawy mają, jakie są perspektywy, odpowiadam, że najprawdopodobniej nastąpi militarne wyzwolenie. Mówię, że będziemy strzelać, w szczególności do baz wojskowych na Krymie. Oczywiście rozmawiam ze świadomymi ludźmi, odpowiadają mi: nawet jeśli wszystko tu zamienicie w piekło, jesteśmy na to gotowi, tylko przyjdźcie szybko. Taki jest stosunek Tatarów krymskich do tej kwestii.
Bo bez wyzwolenia Krymu Tatarzy krymscy po prostu nie mają perspektyw. Sami oceńcie: proces powrotu Tatarów krymskich z Azji Środkowej na Krym został całkowicie zatrzymany. Na półwysep przesiedlani są tylko Rosjanie lub posłuszni przedstawiciele innych narodów. W latach okupacji, według najskromniejszych obliczeń, przywieźli tam co najmniej milion swoich obywateli. Wydaje się, że Rosja jest tak gęsto zaludniona, że nie ma ziemi: 17 milionów kilometrów kwadratowych to niewiele, prawda? I tutaj upychają swoją populację na 26 tys. kilometrów kwadratowych Półwyspu Krymskiego.
- To jest w istocie ludobójcza praktyka...
- Dla Rosjan Krym to tylko baza wojskowa, wokół której chcą widzieć lojalnych obywateli. A Tatarzy krymscy tacy nie są. Na początku okupacji Rosjanie chcieli nas przeciągnąć na swoją stronę. Grozili, szantażowali, żądali od Medżlisu jakichś oświadczeń... Część okupantów od razu zrozumiała, że się z nami nie zgodzą. Rozmawiałem wtedy telefonicznie z Putinem przez około 40 minut. Powiedziałem mu, że popełniają wielki błąd, że powinni jak najszybciej opuścić nasze terytorium. Komplementował mnie wtedy, takie obietnice składał... Potem jeszcze łagodniej się wyraził, że poczekamy do "referendum", potem się spotkamy i znowu porozmawiamy.
Ale już 19 kwietnia dostałem zakaz wjazdu na terytorium Krymu na 5 lat. Termin ten miał wygasnąć w 2019 roku, ale w 2018 roku zakaz został przedłużony. Ogólnie rzecz biorąc, Rosjanie zabronili mi odwiedzać Krym do 2034 roku. I tu jest pewien trik. Oni doskonale rozumieją, że ani ja, ani Putin nie przetrwamy do tego czasu. Jak za rządów sowieckich, tak i teraz za rządów rosyjskich obowiązuje zakaz przekazywania ciała w przypadku śmierci. To znaczy, jeśli umrę tutaj, nie pozwolą mnie pochować na Krymie. W tym celu rozszerzyli ten zakaz.
Pamiętam, jak zginął ksiądz w sowieckim obozie, w którym byłem internowany. Przez trzy lata jego bliscy próbowali ponownie pochować ciało w swojej ojczyźnie. Zapytałem wtedy kagebistów, dlaczego nie pozwolili pochować go w sposób humanitarny. Wyobraź sobie, odpowiedzieli mi całkiem poważnie, że to niemożliwe, bo nie odsiedział swojego wyroku! To są właśnie tacy ludzie... jeśli można ich nazwać ludźmi.
W RACHUNKU KOŃCOWYM W ROSJI BĘDZIE ZMIANA REŻIMU
- Czy Pana zdaniem jest obecnie szansa na wyzwolenie dla narodów skolonizowanych przez Rosję? Czy w Rosji możliwe są masowe protesty?
- Przy reżimie totalitarnym, który obecnie panuje w Rosji, jest to właściwie niemożliwe. Panuje strach, narody nierosyjskie znajdują się pod jeszcze większą presją niż Rosjanie. Dlatego w obecnej sytuacji trudno mówić o jakichkolwiek ruchach w Rosji. Wielu zostało zmuszonych do opuszczenia tego kraju: Tatarzy z Wołgi – okazali się w Monachium i w Londynie, rząd narodu czeczeńskiego - na wygnaniu w Londynie.
W przyszłości wiele w Rosji będzie zależało od tego, w jakim stopniu będzie można wyrazić swój punkt widzenia. W czasach sowieckich również dochodziło do represji, ale w ciągu trzech lat pierestrojki fronty ludowe wzrosły, a ruchy narodowe odżyły. A w Rosji wszystko stanie się bardzo szybko, jak tylko będzie wolność wyrażania swojego punktu widzenia, kiedy nie będą za to wtrącani do więzienia. Myślę, że ostatecznie nastąpi zmiana reżimu w Rosji.
Ale jestem zdezorientowany stanowiskiem Zachodu w tej sprawie. W tym miejscu przypomnę, że Zachód był kiedyś przeciwny rozpadowi Związku Radzieckiego. Ponieważ wierzyli, że jest to kraj nuklearny, myśleli, w czyje ręce wpadnie broń nuklearna, że zaczną się jakieś niekontrolowane procesy. Mniej więcej takie same nastroje panują obecnie w krajach zachodnich. Ale po rozpadzie związku sowieckiego te obawy się nie sprawdziły i myślę, że nie będą uzasadnione i przyszłym rozpadem Federacji Rosyjskiej.
I tutaj państwo ukraińskie ma do odegrania dużą rolę. Ponieważ teraz tylko Ukraina może złamać kręgosłup rosyjskiego faszyzmu, oczywiście z pomocą naszych sojuszników. Główny cios skierowany jest na Ukrainę. Wielu przedstawicieli innych narodów bardzo szczerze, z głębi serca, życzy narodowi ukraińskiemu zwycięstwa. Widać, że myślą o swoim losie, który jest związany z naszym zwycięstwem.
- Podczas spotkania z prezydentem Republiki Czeskiej Petrem Pavlem powiedział pan, że ich parlament powinien uznać przymusową deportację Tatarów krymskich za ludobójstwo. Czy spodziewa się Pan podobnych decyzji w innych krajach?
- Kilka krajów już to uznało - są to Łotwa, Litwa, Estonia, Kanada. Niby wiele krajów nie przywiązuje do tego większej wagi, ale dla nas ma to ogromne znaczenie. Jak najwięcej krajów powinno to uznać. Podczas „Platformy Krymskiej” w sierpniu 2022 roku osobiście spotkałem się z marszałkiem czeskiego parlamentu i powiedzieliśmy wtedy, że ta kwestia wymaga rozwiązania. A kiedy przyjechał Prezydent Republiki Czeskiej, znowu mu o tym przypomnieliśmy.
WSZYSTKIE WYSIŁKI KRYMIAN POWINNY BYĆ SKIEROWANE NA WSPARCIE NASZYCH WOJSK
- Jak Pan widzi przyszłość Tatarów krymskich?
- Nasza przyszłość zależy od nas, od tego, jak skutecznie będziemy dążyć do realizacji naszych praw. A także od tego, co będzie się działo w państwie ukraińskim. Jeśli wyobrażamy sobie, że prezydentem Ukrainy zostanie nowy Janukowycz lub że w parlamencie będą takie partie jak OPZŻ, to nie spodziewamy się specjalnych perspektyw. Ale myślę, że tak się nie stanie. Myślę, że przyjmiemy ustawy, które już przedłożyliśmy Prezydentowi, w szczególności ustawę „O statusie narodu Tatarów Krymskich”.
Bez deokupacji Krymu Tatarzy krymscy nie mają przyszłości. Choć wyzwoleniu może towarzyszyć ból, śmierć i zniszczenie, wszystkie wysiłki naszych obywateli na terenach okupowanych muszą być skierowane na pomoc naszym żołnierzom. A po wyzwoleniu bardzo zdyscyplinowane i inteligentne powinno być rozwiązywanie problemów Krymu, zapobieganie waśniom między narodami, bez prowokowania konfliktów etnicznych. Konieczne będzie jak najszybsze zapewnienie normalnego życia.
A także - mając takiego sąsiada, trudno mówić o całkowitej demilitaryzacji Krymu, powinna powstać potężna baza militarno-morska Ukrainy.
Jestem prawie pewien, że zostaniemy członkami NATO. Na pewno będziemy w europejskiej rodzinie narodów – w Unii Europejskiej nasze prawa będą zagwarantowane zgodnie z europejskimi normami. Wiążą się z tym wielkie nadzieje, że Tatarzy krymscy będą w stanie przetrwać i rozwijać się.
Zawsze powtarzaliśmy rodakom, że nie powinniśmy opuszczać Ojczyzny, bo tak bardzo o nią walczyliśmy. Prosili, aby nie opuszczać Krymu w czasie okupacji, bez względu na to, jak trudna była sytuacja. Chociaż słusznie nam mówią: gdzie są gwarancje, że nasi synowie nie zostaną aresztowani ani zabici? Bardzo boli nas to, że Tatarzy krymscy rozproszyli się po świecie. I mam wielką nadzieję, że wszyscy Tatarzy krymscy, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia Ojczyzny, powrócą na swoją ojczystą ziemię.
Walentyna Ringel, Kijów
Zdjęcia: Paweł Bahmut