Do tragedii w Mariupolu może nie doszłoby, gdyby Ukraina wcześniej otrzymała HIMARS - ambasador RP

Sytuacja dotycząca rosyjskiej inwazji

Zwycięstwo Ukrainy w rozpętanej przez rosję wojnie jest tylko kwestią czasu, jednocześnie Zachód powinien udzielić maksymalnego wsparcia Kijowowi bronią, która mogłaby zapobiec tragedii, jak ta w Mariupolu.

Takie przekonanie wyraził w wywiadzie dla Polsat News ambasador RP na Ukrainie Bartosz Cichocki, informuje Ukrinform.

Dyplomata podkreślił, że „nie ma wątpliwości" co do zwycięstwa Ukrainy. Zaznaczył przy tym:

„O ile nie dojdzie do jakiegoś niezrozumiałego zwrotu, który spowodowałby, że Zachód przestałby wspierać militarnie i gospodarczo Ukrainę i karać rosję sankcjami – trudno mi nawet wymyślić powód, dla którego miałoby się to stać - to Ukraina się obroni” – podkreślił Cichocki.

Zaznaczył, że zachodnia pomoc wojskowa jest udzielana Ukrainie, ale może nadejść szybciej, co znacznie zmieniłoby sytuację na froncie.

„Dobrze wiemy, że gdyby HIMARS (amerykańskie instalacje artyleryjskie – przyp. red.) dotarły na Ukrainę wcześniej, to być może nie doszłoby do tragedii Mariupola.” – powiedział polski ambasador.

Według niego, pozycje ukraińskie znajdowały się 100 km od Mariupola, ale „dzielił ich płaski teren, nie byli w stanie przesuwać linii frontu i byli zmuszeni przyglądać się bezczynnie tragedii swoich współtowarzyszy. Gdyby mieli te wyrzutnie, nie dopuściliby Rosjan do miasta.”

„Zatem musimy zadać sobie pytanie, czy będziemy się przyglądać, jak Ukraina się wykrwawia i w końcu zwycięża, a potem przez dekady będzie się odbudowywać, co też wprowadzi długotrwały stan niestabilności u naszych granic, czy raczej nie zewrzeć teraz szeregów, zdobyć się na jeszcze większy wysiłek i przyspieszyć to zwycięstwo, a w efekcie skrócić okres odbudowy oraz przywracania stabilności” – powiedział Cichocki.

Według niego rosja nie zatrzyma się, jeśli nie zostanie do tego zmuszona. A Ukraińcy zdają sobie sprawę, że tylko przewaga na polu walki i międzynarodowe sankcje mogą zmusić rosjan do zmiany planów.

„To jest oczywiście wysoki koszt dla wszystkich partnerów Ukrainy, który i my płacimy, ale ponosimy go po to, by w którymś momencie ta wojna nie wybuchła również na naszym terytorium” – podsumował ambasador RP na Ukrainie.

Jak informowaliśmy, 24 lutego prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił rozpoczęcie inwazji na Ukrainę na pełną skalę. Oddziały Federacji Rosyjskiej ostrzeliwują i niszczą kluczowe obiekty infrastrukturalne, prowadząc zmasowany ostrzał dzielnic mieszkalnych ukraińskich miast i wsi przy użyciu artylerii, wyrzutni rakiet i pocisków balistycznych.

av