Wizyta Wołodymyra Zełenskiego do Wisły - partnerstwo trudnych czasów
W dniach 20-21 stycznia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski spotkał się w Wiśle ze swoim polskim odpowiednikiem Andrzejem Dudą. Strony omówiły sytuację bezpieczeństwa w regionie oraz stosunki dwustronne, w tym różne złożone kwestie.
KOMUNIKACJA KRYZYSOWA W WIŚLE
Generalnie stosunki między Kijowem a Warszawą na najwyższym szczeblu są ostatnio dość intensywne. W ubiegłym roku prezydenci spotkali się kilkakrotnie, ostatnio w grudniu w rezydencji prezydenckiej „Siniohora” w obwodzie iwanofrankowskim w ramach Trójkąta Lubelskiego wraz z przywódcą Litwy Gitanasem Nausedą. I dokładnie miesiąc później Zełenski i Duda spotkali się ponownie, „twarzą w twarz” na polskiej ziemi. Ta wizyta nie była spontaniczna, została przygotowana z wyprzedzeniem. Jednak przez pewien czas nie było wiadomo, czy Zełenski przyjedzie do Polski ze względu na trudną sytuację bezpieczeństwa i groźbę inwazji rosyjskiego agresora na Ukrainę. Jednak wizyta odbyła się, a rozmowy były intensywne i przekroczyły czas ustalonego protokołu.
Nie jest to pierwsze spotkanie ukraińskich prezydentów w Rezydencji Prezydenckiej w Wiśle i notabene odbyło się ono wtedy też w dość złożonych okolicznościach. Dokładnie 13 lat temu przyjechał tam ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, pragnąc, aby jego polski odpowiednik Lech Kaczyński poparł stanowisko Ukrainy w wojnie gazowej Moskwy z Kijowem. Wtedy prezydent Ukrainy pozyskał poparcie polskiego przywódcy. Teraz prezydent Duda, który postrzega Kaczyńskiego jako swojego ideologicznego mentora (pełnił funkcję ministra w gabinecie Kaczyńskiego), jest w podobnej sytuacji. Obecny prezydent Polski często powtarza słowa Kaczyńskiego, który zginął ponad dekadę temu w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, wypowiedziane podczas krótkiej wizyty kilku prezydentów w Tbilisi w sierpniu 2008 r. w czasie rosyjskiej agresji na Gruzję: „Dobrze wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina.
Nie można więc zaprzeczyć politycznemu wsparciu Ukrainy w przeciwdziałaniu rosyjskiej agresji ze strony Prezydenta RP, i nie tylko jego, ale prawie całego polskiego establishmentu. Polska pamięć historyczna zobowiązuje się do wspierania wszystkich, którzy sprzeciwiają się imperialnym wpływom Rosji.
OCZEKIWANIA KIJOWA I WARSZAWY
W Wiśle strona polska chciała usłyszeć z pierwszej ręki od delegacji ukraińskiej (Zełenskiemu towarzyszyli w wizycie lider BP Andrij Jermak i wiceszef BP Andrij Sybiha) o aktualnej sytuacji wokół granic Ukrainy, rozmowach Kijowa z kluczowymi partnerami międzynarodowymi i możliwych scenariuszach. Oczywiste jest, że Polska nie chce pozostawać poza kręgiem krajów najlepiej poinformowanych w sytuacji w regionie. Co więcej, sama Warszawa jest obiektem hybrydowych działań Białorusi i Rosji, które od sierpnia ubiegłego roku testują siłę Polski, organizując znaczny napływ migrantów z Azji i Afryki.
Obecnie, słabością Warszawy jest jej chłodna relacja z Waszyngtonem po zmianie władzy w Białym Domu. Stany Zjednoczone nie uważają obecnie za konieczne bezpośrednie dzielenie się z Polską swoimi planami i intencjami, zwłaszcza w kontekście reakcji na agresywną politykę Kremla. Niewykluczone, że sytuacja w tym kontekście zacznie się zmieniać na lepsze po przybyciu do Warszawy w ubiegły czwartek nowego ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego - syna słynnego amerykańskiego politologa polskiego pochodzenia Zbigniewa Brzezińskiego. Wcześniej przez rok w Warszawie nie było amerykańskiego ambasadora.
Marek Brzeziński
Jednocześnie silną stroną Polski jest jej przewodnictwo w OBWE w tym roku, co pozwala na wypowiadanie się, inicjowanie spotkań i rozważanie pewnych kwestii dotyczących Ukrainy. Urzędujący przewodniczący OBWE minister spraw zagranicznych RP Zbigniew Rau stwierdził wcześniej, że sytuacja na wschodzie Ukrainy będzie jednym z głównych priorytetów tegorocznego polskiego przewodnictwa w tej organizacji.
Zbigniew Rau
Polska oczekuje bliskiego dialogu z Ukrainą w kwestiach bezpieczeństwa, gwarantującego jej polityczne i dyplomatyczne wsparcie dla wszelkich kroków i środków przeciwdziałających agresywnym intencjom Kremla.
Jednak Kijów oczekuje od Warszawy nie tylko wsparcia politycznego, ale także pomocy wojskowej. To właśnie podczas wizyty Zełenskiego w Wiśle szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch po raz pierwszy publicznie ogłosił, że Polska bada tę sprawę. Mimo że w ostatnich dniach Ukraina otrzymywała aktywną pomoc od Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, krajów bałtyckich i Czech, Polska obecnie wstrzymuje się z deklaracją gotowości do udzielenia Kijowowi pomocy wojskowej.
Paweł Soloch
Jednak polscy eksperci aktywnie dyskutują, jaką pomoc wojskową Warszawa mogłaby udzielić Kijowowi. Zdaniem Dariusza Materniaka, polskiego eksperta i redaktora naczelnego portalu Polukr.net, Ukraina potrzebuje teraz pomocy, której Polska mogłaby udzielić szybko i która byłaby naprawdę wartością dodaną dla Sił Zbrojnych. Według niego mogą to być przenośne przeciwlotnicze systemy rakietowe „Grom”, drony rozpoznawcze FlyEye i drony Warmate wyprodukowane w Polsce. Ponadto Polska mogłaby wyposażyć Ukrainę w termowizory i noktowizory, a także różnego rodzaju celowniki optyczne. W związku ze stopniowym wycofywaniem z polskiej armii sprzętu sowieckiego, Polska mogła również przekazać Ukrainie 122-mm haubice 2C1 „Goździka” i czołgi T-72.
Ukraina teraz naprawdę potrzebuje wsparcia militarnego w świetle agresywnych zamiarów Rosji. A Kijów liczy, że Warszawa udzieli pomocy i nie będzie zwlekać z podjęciem takiej decyzji. Chodzi przecież nie tylko o bezpieczeństwo Ukrainy, ale także wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski.
PROBLEMY STOSUNKÓW DWUSTRONNYCH: TRANSPORT I HISTORIA
W Wiśle strony zwróciły również uwagę na kwestie stosunków dwustronnych, które wymagają szybkiego rozwiązania.
Jednym z problemów, który może przerodzić się nawet w wojnę handlową, jest transport. Obie strony oskarżają się nawzajem o sztuczne blokowanie ruchu towarowego transportu drogowego i kolejowego, co dotyka wszystkich, a budżetom obu krajów brakuje przez to znaczących wpływów finansowych.
Ukraina już czwarty rok z rzędu walczy o zwiększenie liczby zezwoleń przewozowych, jakie Polska co roku wydaje dla Kijowa. Do 2017 r. ukraińscy przewoźnicy otrzymali 200 tys. takich zezwoleń, a od 2018 r. Polska jednostronnie zmniejszyła ich liczbę do 160 tys., co de facto doprowadziło do sztucznego hamowania ukraińskiego eksportu do Polski i UE, który z każdym rokiem rośnie.
Widać to wyraźnie w dynamice eksportu z Ukrainy do UE, który z roku na rok spada w ostatnim kwartale ze względu na wyczerpywanie się polskich zezwoleń. Kijów apeluje do Warszawy o zwiększenie liczby tych zezwoleń dla Ukrainy do poziomu z 2017 roku, argumentując, że pogarszające się warunki handlu są sprzeczne z umową o wolnym handlu z UE.
Jednak Polska pozostaje nieugięta. Głównym argumentem Warszawy jest to, że polscy przewoźnicy nie wykorzystują w pełni ukraińskich zezwoleń przewozowych. Najprawdopodobniej jednak mamy do czynienia z protekcjonizmem własnych przewoźników i próbami wyparcia ukraińskich konkurentów z rynku europejskiego.
Ograniczenie liczby zezwoleń dla Ukrainy wygląda szczególnie groteskowo na tle znacznie większej liczby zezwoleń Polski dla Rosji i Białorusi, z którymi stosunki w Polsce, delikatnie mówiąc, nie są najlepsze. Ukraina w końcu straciła cierpliwość, gdy Polska ponownie przyznała Kijowowi w 2022 r. 160 tys. zezwoleń, podczas gdy Mińsk i Moskwa otrzymały odpowiednio 206 tys. i 210 tys. Kijów, przygotowuje już pozew przeciwko Polsce w arbitrażu międzynarodowym.
Z kolei Polska protestuje przeciwko działaniom Kijowa na rzecz ograniczenia tranzytu kolejowych przewozów towarowych przez Ukrainę ze wschodu, przez tzw. Jedwabny Szlak do Polski i Europy. Problem pojawił się pod koniec listopada ubiegłego roku i nadal nie został rozwiązany. „Ukrzaliznyca” potwierdziła, że wprowadziła czasowy zakaz tranzytu kolejowego z Ukrainy do Polski. Ukraińska firma podkreśliła, że strona polska wciąż nie stara się rozwiązać problemu zatłoczenia na granicy, problemu przestarzałej infrastruktury, czy polityki taryfowej.
Polskie Koleje były zaskoczone decyzją ukraińskich kolegów i publicznie wezwały do szybkiego rozwiązania problemu. W Polsce pojawienie się problemu łączą z nierozwiązanym od lat problemem zezwoleń na przewozy dla Ukrainy.
W ten sposób te dwa problemy osiągnęły poziom prezydencki. W Wiśle delegacje obu krajów postanowiły nie odkładać decyzji. W najbliższych dniach polska delegacja rządowa wyjedzie do Kijowa, aby spróbować rozwiązać kontrowersyjne kwestie transportowe z Ukraińcami. Nie są to problemy, których nie udałoby się rozwiązać w krótkim czasie. Wymaga to woli politycznej obu stron i woli kompromisu.
Tego samego nie można jednak powiedzieć o kwestiach historycznych w stosunkach dwustronnych. Ze względu na pogarszającą się sytuację bezpieczeństwa międzynarodowego kwestie złożonej historii w stosunkach zeszły na dalszy plan. W ubiegłym roku Warszawa starała się nie poruszać tej bolesnej kwestii w kontaktach z Kijowem. Została ona jednak poruszona przez siły prorosyjskie, które w 2021 r. podjęły kilka prób zniszczenia polskich i ukraińskich pamiątkowych miejsc.
Na szczęście Ukraińcy i Polacy wyciągnęli wnioski z lekcji minionych lat. Dlatego reakcja na te akty wandalizmu była odpowiednia: nikt nie wątpi, że te działania są w interesie tylko jednego gracza - Rosji. Nie powinniśmy się jednak uspokajać – będzie więcej prowokacji, Rosja nie przestanie próbować skłócić Ukraińców z Polakami w kontekście skomplikowanej historii.
Dlatego na porządku dziennym powinno pozostać rozwiązanie złożonych kwestii historycznych (odbudowa zniszczonych ukraińskich miejsc pamięci na południu Polski, wznowienie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Ukrainie).
W ubiegłym roku Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zainicjował utworzenie wspólnej grupy roboczej do spraw problemowych. Jak dotąd polski IPN nie wykazywał zainteresowania podejmowaniem tych kroków. Dlatego sygnał na szczeblu prezydenckim o potrzebie dalszego dialogu w tym kierunku jest bardzo potrzebny.
Temat historii prawdopodobnie zostanie poruszony na kolejnym posiedzeniu Komitetu Doradczego Prezydentów, które odbędzie się w lutym w Warszawie. Zwlekanie lub udawanie, że problem nie istnieje, nie doprowadzi do niczego pozytywnego. Co więcej, „okno możliwości”, które pozostanie przez kilka miesięcy, wkrótce się zamknie. Polska wkrótce wejdzie w parlamentarną kampanię wyborczą 2023 roku, w której trudna historia zostanie wykorzystana jako element walki politycznej, zwłaszcza w kontekście zbliżającej się w przyszłym roku 80. rocznicy tragicznych wydarzeń na Wołyniu. O problemach historycznych lepiej mówić teraz, a nie później, pod presją kalkulacji wyborczych, okrągłych rocznic czy nasilenia rosyjskich prowokacji w tym kontekście.
W związku z wynikami rozmów prezydenckich w Wiśle, strona ukraińska planuje w tym roku intensywny dialog międzypaństwowy na najwyższym szczeblu. I bardzo ważne jest, aby już w najbliższej przyszłości przyniósł on praktyczne rezultaty.
Jurij Banachewycz, Warszawa