Wołodymyr Popełyszyn, oficer dowodzenia sztabu 16 samodzielnej brygady lotnictwa wojskowego „Brody”
Siła ukraińskiego lotnictwa tkwi w umiejętności improwizacji
Dowódcy Zwycięstwa 23.03.2025 19:00

W nowej edycji projektu „Dowódcy naszego zwycięstwa” – Wołodymyr Popełyszyn, oficer stanowiska dowodzenia sztabu 16 samodzielnej brygady lotnictwa wojskowego „Brody”. Sukces każdej operacji bojowej lotnictwa wojskowego zależy od jego decyzji i działań jego personelu. Wołodymyr Popełyszyn stanął w obronie kraju w 2014 roku. Za jego plecami toczyły się zacięte walki o lotnisko w Doniecku na niebie. Początek pełnoskalowej inwazji Federacji Rosyjskiej zastał go w obwodzie kijowskim. Więcej szczegółów na temat kariery bojowej dowódcy można znaleźć w dalszej części wywiadu.

- Jesteś dowódcą grupy kontrolującej walkę. Powiedz nam, co to znaczy, czym się zajmujesz i dlaczego jesteś tak ważny.

- Lotnictwo to nie tylko piloci i pojazdy latające, samoloty, ale także zespół środków, bez których samolot po prostu nie wystartuje, aby wykonać zadanie bojowe. Samolot musi posiadać szereg funkcji pomocniczych, które mają zapewnić pomyślne wykonanie misji bojowej, precyzyjne trafienie w cel i bezpieczne opuszczenie miejsca uderzenia. Właśnie dlatego w lotnictwie wojskowym utworzono takie grupy zarządzające jak nasza.

- Czyli zarówno stan techniczny jak i amunicja?

- Jeśli chodzi o grupę kompleksową, to zaliczają się do niej oficerowie służby inżynieryjno-lotniczej oraz różnego rodzaju środki pomocnicze dla  startu śmigłowców i samolotów...

- Pewnie zwiad lotniczy.

- Rozpoznanie dotyczy zaawansowanych celów dla strzelców, którzy są również częścią grup kierowania walką. Jeżeli budujemy kompleks działań, jeżeli mamy całą grupę skoncentrowaną na obsłudze np. skoków spadochronowych, to włączamy do niej wielu innych oficerów i żołnierzy zawodowych, aby pomyślnie zrealizować zadania lotnictwa bojowego.

- Jakie są zadania Twoje i Twojego personelu?

- Jeżeli jest to grupa kompleksowa, to obejmuje ona m.in. sprawdzenie ładunku bojowego samolotu, stanu technicznego samolotu, przegląd, naprawę, tankowanie, start i ewakuację medyczną. Za te same obowiązki odpowiada również grupa rozmieszczona na miejscu skoku. Stanowisko, jakie zajmuję, to to, co nasi piloci nazywają „oczami skierowanymi na ziemię”: pilot w powietrzu nie widzi pola bitwy tak dobrze, jak człowiek na ziemi, znajdujący się bezpośrednio na linii frontu, blisko wroga. I tak przez radio mówimy pilotowi, gdzie ma lecieć, z jaką prędkością, jakim kursem, kiedy strzelać i gdzie się wycofać. Załoga samolotu stosuje się do twoich instrukcji, zapewniając bezpieczne podejście, uderzenie i odlot. Jeżeli nie ma takiej osoby, to samolot po prostu nie poleci, aby uderzyć.

- Brzmi to dość prosto, ale to tytaniczna praca, z mnóstwem procesów.

- Począwszy od wyboru celu, od wyboru środków rażenia powietrznego, wszystko to przekazuje strzelec, który znajduje się na linii frontu. Co może zostać trafione, jak głęboko trzeba strzelać z helikoptera, żeby trafić w ten cel, czy helikopter może zbliżyć się do tego celu, ponieważ wróg również ma środki zniszczenia. Wszystko zależy od wyboru tego zaawansowanego strzelca: jeśli da normalny sygnał, wybierze cel jakościowo, a charakterystyki tego celu odpowiadają środkom rażenia powietrznego, to myślę, że to stanowi 70 procent pomyślnego wykonania zadania.

- Już w 2014 roku stanął Pan na straży obrony kraju. Jakie zadania wówczas Panu postawiono?

- Rok 2014 znacznie różni się od roku 2022, ponieważ wsparcie techniczne znacznie się rozwinęło. W 2014 roku mogliśmy w miarę bezpiecznie komunikować się z załogą przez radio i wydawać jej polecenia, aby odpowiedziała ogniem i odeszła. Teraz nie da się tego zrobić. W 2014 roku nie było tak dużej ofensywy, miała ona charakter lokalny, okręgowy, i można było się zbliżyć. Wydaje mi się, że w 2014 roku było trochę łatwiej walczyć.

- Jakie zadania pełniło wówczas lotnictwo bojowe?

- Najtrudniejsze. Przykładowo lotnisko w Doniecku zostało odbite przez nasze lotnictwo wojskowe, lotnisko w Ługańsku również zostało odbite w 2014 r., zajęte i utrzymane w obronie, strategiczne lotnisko w Kramatorsku było nasze, więc z niego też startowaliśmy i przeprowadzaliśmy uderzenia. Wtedy było więcej przestrzeni i więcej możliwości.

- Co zapamiętałeś z tych skomplikowanych operacji?

- To było dla mnie bardzo przydatne doświadczenie w 2022 roku. Najpierw były odczucia związane z atakami wroga, w 2022 roku nie było to już dla mnie nowością. W latach 2014-2018 byliśmy nieustannie na linii styczności z wrogiem, na linii frontu, przydzielono nam brygady, dokąd jechaliśmy, obserwowaliśmy podejścia śmigłowców, gdzie jest bezpieczniej podchodzić, gdzie uderzać, badaliśmy swoje cele. To był rok 2014, wszystko było takie statyczne, ale teraz wszystko jest w ruchu i zmienia się o wiele częściej.

- Jak się Pan do tego dostosowuje, bo przecież mówił Pan, że wcześniej wszystko było bezpieczniejsze, tzn. komunikacja?

- Na przykład zablokowano nam łączność radiową, musimy podejść do tego problemu inaczej. Najpierw więc przelatujemy nad celami, które chcemy trafić, dowiadujemy się wszystkiego o nich, ich cechach, możliwościach trafienia, a następnie korzystamy z naszych samolotów bojowych bez sygnałów radiowych. Przedtem dajemy im z siebie wszystko, ale także w trakcie uderzenia jesteśmy na polu manewrowym, czyli tam, gdzie odbywają się wystrzeliwania rakiet. Teraz zaostrzyliśmy programy docelowe, w których widzimy latające helikoptery, a helikopter widzi, gdzie stoimy, na żywo, online.

- Czyli jest to ciągły rozwój techniczny.

- Tak, jeśli w 2014 roku nikt nie wiedział, czym jest „mavic” lub quadrocopter, to teraz żołnierz bez niego czuje się niekompletny.

- Czy są one również związane z Twoją pracą?

- Tak, przelatujemy nad celami, badamy je, charakteryzujemy, dostarczamy danych, gdzie działa walka radioelektroniczna, gdzie jej nie ma, gdzie śmigłowiec powinien podejść lepiej, gdzie przelot będzie bezpieczniejszy, gdzie podejście będzie bezpieczniejsze - to wszystko jest ustalane w przededniu uderzenia.

- W przededniu pełnoskalowej inwazji, ty i twój personel udaliście się na szkolenie. Jak to było?

- To było 15 lutego, zrozumiałem, że był to jeden z pierwszych, a może i pierwszy rozkaz bojowy dowództwa Wojsk Lądowych. Przypomnijmy, że w 2022 roku Federacja Rosyjska wkroczyła na Białoruś, aby przeprowadzić z nią wspólne ćwiczenia, zgromadziła tam personel i wojska, a następnie dokonała szeroko zakrojonej inwazji na naszą Ukrainę. Ale wszystko to robili pod auspicjami ćwiczeń. Oni przeszli szkolenie, a my w tym samym czasie odbywaliśmy swoje szkolenie. Prawdopodobnie pierwszym rozkazem bojowym Dowództwa Wojsk Lądowych było wysłanie grupy kierowania walką i zorganizowanie miejsca startowego dla śmigłowców w mieście, w Kijowie.

- Ale nie wiedziałeś, że będzie inwazja na pełną skalę?

- Powiem ci, że wiele osób nie zrozumiało. Wyjechaliśmy ze 120 sztukami amunicji do karabinu maszynowego i to było wszystko, nic więcej.

- Czy te ćwiczenia odpowiadały temu, co wydarzyło się później?

- Wiecie, samych ćwiczeń nawet nie widzieliśmy, bo jak przyjechaliśmy do Kijowa w nocy 15 lutego, to nas przywitano, pokazano nam lokalizację naszej bazy polowej, rozlokowaliśmy się, 16 lutego przyszedł nasz starszy oficer z wydziału lotnictwa wojskowego, coś nam powiedział i razem z nim wybraliśmy miejsce, gdzie będą stacjonować śmigłowce. Rozmieszczenie ich zajmowało już trochę czasu, ale 17-go zaczęli latać nad tym miejscem. Czym jest kontrola obiektu? To podejście śmigłowców z lądowaniem, pary śmigłowców z lądowaniem, następnie ich start i odlot z miejsca zdarzenia (to było już 17-go). A potem nastąpiło przyjęcie amunicji, broni, przygotowanie jej do użycia tej samej amunicji i to było wszystko – i macie to, 24 lutego.

- Jak przygotowany byłeś, także moralnie, do stawienia czoła temu wyzwaniu?

- Do samego końca jakoś nie mogłem uwierzyć, że w XXI wieku może dojść do tak wielkiej inwazji w centrum Europy, że w ogóle może dojść do takiej wojny, że ktoś będzie miał na tyle rozumu, żeby to zrobić. Jak się okazało, to wystarczyło. Ale w zasadzie byliśmy na to gotowi.

- Jak potoczyły się dalsze wydarzenia?

- Utworzyliśmy bazę polową w Kijowie. Po prostu na tak ruchliwej drodze, gdzie cały czas przejeżdżał jeden samochód, że pewnego razu powiedziałem: zatrzymaj ten samochód, sprawdź dokumenty kierowcy. Zatrzymali samochód, wysiadł, przywitał się z nami, przejrzałem dokumenty, był ze mną oficer, który miał znajomości w MSW, został „zapisany” w bazach danych – sprawiał wrażenie normalnego faceta, nazywał się Serhij, zaczął się z nami kontaktować. Widząc do czego prowadzi cała sytuacja, coraz częściej się z nami kontaktował. 22–23 lutego w Kijowie rozpoczyna się dystrybucja broni dla ludności cywilnej. Przyszedł do mnie i zapytał, co ma robić. Zaczęliśmy go uczyć posługiwania się bronią (on sam pochodzi ze wspólnoty terytorialnej Kijowa, a w tym samym czasie powstawała Armia Terytorialna). Przyjęliśmy ich TRO do naszej grupy i bardzo nam pomogli w przyszłości.

24 lutego o drugiej w nocy dowódca jednostki zadzwonił do mnie i powiedział, że dzieje się coś niedobrego. Był z nami 22-go, obejrzał wszystko, co mieliśmy na miejscu i powiedział mi: rozłóżcie amunicję transportową i zbiorniki paliwa w różnych kierunkach, a jeśli to możliwe, zabierzcie z ziemi amunicję nieprzewoźną (miałem 25 ton amunicji powietrze-powietrze). Od wpół do piątej przebywaliśmy w schronieniu (oddalając się od naszego obozu) do piętnaście po piątej. Ludzie zaczęli się denerwować, mówiąc, że muszą się umyć, zjeść śniadanie i wrócić do obozu. Wróciliśmy do obozu o kwadrans piąta, skontaktowałem się ponownie z dowódcą, powiedziałem, że u nas wszystko w porządku, nic się nie dzieje, odpowiedział: dobrze, że jest spokój, wygląda na to, że już po wszystkim. Właśnie odłożyłem słuchawkę, wyszedłem na mostek między samochodami a przyczepą i słyszę – trzy, cztery nadjeżdżające na raz...

Około godziny ósmej otrzymałem telefon z dowództwa z prośbą o przyjęcie pierwszej rannej osoby, ewakuację i rozmieszczenie załóg śmigłowców stacjonujących na lotniskach w Kijowie. I nasza „karuzela” ruszyła. Co to oznacza? Para helikopterów ląduje, tankujemy je, ładujemy – i odlatują, druga para podąża za nimi, również tankujemy je, ładujemy – i one również odlatują. A „karuzela” polega na tym, że poruszają się w kółko, zawsze przez strefę skoków. Jaka jest rola platformy do skakania? Skróć czas uzupełniania paliwa, ładowania i sam lot od uderzenia do uderzenia; im bliżej miejsca startu znajduje się miejsce działań bojowych, tym krótszy będzie czas potrzebny na przeprowadzenie ataku. W pierwszym dniu wojny sporo tankowaliśmy i ładowaliśmy helikoptery.

- Ile to mogło trwać w ciągu dnia, ile czasu zajmuje pełne wyposażenie helikoptera?

- Nie mogłem sobie poradzić z ludźmi, których miałem, 36 osobami, w pełni i szybko. Dlatego powiedziałem, że TRO bardzo nam pomogło. Nawet sami piloci byli zaskoczeni, widząc, jak cywile podnoszą rakietę, biegną do helikoptera i ją ładują.

- I to tyle?

- Tak, zajmowali swój teren działalnością, która była dla nas korzystna. Daliśmy radę, a załadunek... cóż, jeden śmigłowiec musi zostać załadowany 40 niekierowanymi pociskami rakietowymi, plus dwie tony paliwa lotniczego. Ładowanie zajmowało nam około 20–25 minut.

- A ile takich doładowań dziennie?

- Mogło być 7–8–10.

- Lotnictwo rosyjskie latało wtedy non stop i miało przewagę. Co pomogło nam przetrwać?

- Lecieli non stop i chcieli tym uderzeniem zniszczyć wszystkie samoloty bojowe. Byli w stu procentach pewni, że im się udało. Ale pierwszą osobą, która odniosła obrażenia, był moment, gdy nasz śmigłowiec pojawił się nad Hostomelem i oddał strzały na ich miejsca postojowe, gdzie stały już ich śmigłowce, gdzie spacerował ich personel inżynieryjny, a strażnicy kręcili się po parkingach. Nasz helikopter poleciał tam i ostrzelał ich.

- A czego byli pewni?

- Co jest? W powietrzu nie ma żadnego samolotu. Nasz helikopter odpowiedział ogniem, chociaż mieli w rękach wszystko, co mieli, ale śmigłowiec odleciał. Pilot-operator został ranny. A potem zdali sobie sprawę, że nie wszystko poszło zgodnie z planem. Gdy lotnictwo wojskowe uderzyło także w Hostomel i uderzyło we wszystkie kolumny poruszające się w kierunku z Białorusi do Kijowa, niemal wszystkie kolumny zostały ostrzelane przez samoloty wojskowe i śmigłowce. Być może ktoś tam był, ktoś wiedział, że taka sytuacja powstanie, że będzie pełnoskalowa inwazja, a ktoś nie wiedział, ale cały ten kompleks działań, które zostało zaplanowane przez nasze kierownictwo Sił Zbrojnych Ukrainy, Wojsk Lądowych, pomógł nam przetrwać w tych pierwszych dniach, stawić potężny opór okupantom.

- Co poczułeś, gdy zobaczyłeś zniszczenia rosyjskiego lotnictwa i efekty swojej pracy?

- Byłem trochę dumny z siebie, z moich ludzi, że udało nam się wykonać powierzone nam zadania bez strat, a nawet bez uszkodzenia naszego sprzętu lotniczego.

- W jaki sposób wspieraliście personel, koordynowaliście jego działania w tych pierwszych godzinach i minutach kryzysowych?

- Wiesz, od razu zobaczyłem, kto brał udział w odpieraniu ataków, w odpieraniu agresji od 2014 roku, a kto nie. Ponieważ po pierwszych atakach na Kijów zauważyłem, że niektórzy ludzie są otępiali, inni mają blade twarze i sztywne nogi, a ja musiałem ze wszystkimi porozmawiać i przygotować ich do pracy. Było wiele rozmów, ale bez tłumaczeń, bez racjonalnych wyjaśnień, ludzie by nie przeżyli, załamaliby się psychicznie.

- Ale udało ci się ich zmotywować.

- Tak, udało mi się, i nie tylko mojemu, TRO też bardzo sprawnie ze mną współpracowała, a ja wszystkie załogi, które stacjonowały w Kijowie, zabrałem do siebie, gdzie było schronienie, zabrałem wszystkich. Załogi zostały przeszkolone w posługiwaniu się bronią, przeprowadzono też kilka podstawowych ćwiczeń strzeleckich.

- Chciałem też zapytać o twoją pracę. Mówiłeś o 20 tonach amunicji, prawda?

- Dwadzieścia pięć.

- To porażająca liczba, jak sobie z nią poradziłeś?

- Mówię ci, chłopaki z TRO pomogli, moi ludzie byli zajęci pracą, nikt nie miał ani chwili na żadne bzdury, czasami nie było nawet czasu, żeby zadzwonić do bliskich, krewnych. Ponieważ każdy pracował i wiedział, po co pracuje: że musimy wytrwać i wygrać, zwłaszcza w pierwszych dniach. Mieliśmy jeszcze jedną platformę, na której wydano rozkaz odwrotu i tak zrobiliśmy. I przyniesiono mi całą amunicję, jaka tam była. Operacja kijowska trwała, moim zdaniem, do 8 marca, a już 3 marca dostałem rozkaz opuszczenia tego miejsca. Ale amunicji było dużo, trzeba było coś z nią zrobić. I znowu, TRO, zakopaliśmy całą amunicję razem z nimi, a oni ją potem zabrali.

- Jak zorganizowaliście swoją pracę, biorąc pod uwagę, że platformy startowe są ważnym celem dla wroga? Czy zdarzały się sytuacje, że musiał Pan pilnie zmienić miejsce dyslokacji?

- Zamieniliśmy się miejscami. Nasza baza znajdowała się na otwartej przestrzeni. Po rozpoczęciu ofensywy na szeroką skalę musieliśmy stamtąd odejść, bo nawet wrogie bezzałogowe statki powietrzne by nas dostrzegły, to jest pewne na 100 procent. W ciągu zaledwie 6–7 dni zmienialiśmy lokalizację dwukrotnie, a to wiązało się z koniecznością przemieszczenia i przetransportowania ogromnego ładunku.

- Czy oprócz operacji kijowskiej były jeszcze jakieś?

- Tak. Następnie udałem się do 28 Brygady, aby odbić Mikołajów. Następnie odbiliśmy Mikołajów i ustabilizowaliśmy linię obrony. Potem byłem w 95 brygadzie, od początku do końca, aż do Krzeminnej. 95 Brygada jest również trudną operacją. W 72 Brygadzie służyłem pod Wugledarem, ale nawet wtedy Wugledar był nasz. Trudne kierunki.

- Kiedy mówisz „trudne operacje”, co uważasz w nich za najtrudniejsze?

- Pięć, sześć uderzeń dziennie, przy których trzeba być obecnym, i to w trakcie ofensywy, a w ogóle jest to trudne, bo cele zmieniają się bardzo szybko, stabilności prawie nie ma. A wybór celu to podobnie jak koordynacja. Współpraca z dowódcą brygady, z dowódcami batalionów, aby przypadkowo nie wpaść gdzieś w sidła własnych wojsk, bo linia styczności bojowej ciągle się zmienia, co też trzeba monitorować. A sześć uderzeń dziennie oznacza, że ​​pod koniec dnia nie chcesz niczego bardziej, niż upaść gdzieś i odpocząć, mimo że z boku padają pociski.

- Jesteś również odpowiedzialny za życie załogi, która startuje. Jak się czujesz w związku z tą odpowiedzialnością?

- Wierz mi, dzięki Bogu, nie poniosłem żadnych strat na tej trasie, ale doświadczasz tego za każdym razem, jakby pierwszy raz.

- Chciałbym, żeby tak było nadal, żeby wszyscy piloci i załogi wracali cali i zdrowi. Czy zdarzyła się kiedyś sytuacja, że ​​będąc w kontakcie z pilotem, żeby rozładować napięcie, żartowaliście?

- Tak, i nie tylko. Żartujemy na treningu, żartujemy w trakcie lotu i żartujemy w trakcie powrotu. Nie żartujemy tylko wtedy, gdy idziemy do walki. Wtedy wszystko powinno być jasne, obliczone co do milisekundy. Kiedy naciśniemy ten przycisk, kiedy rakiety mają wystrzelić, to przestaje być żartem. Ale kiedy on oddaje strzały i odchodzi, i widzisz, że wszystko jest normalnie, wszystko jest bezpieczne, nikt go nie goni, jest jakiś „Efpivi” albo „Orlan”, możesz znowu żartować.

- Czy były inne przypadki?

- Tak. Kiedy dron FPV wlatuje w momencie wystrzelenia rakiety, to już koniec, rozpoczyna się zakręt, a ty już podążasz za tym dronem i krzyczysz do radia (chociaż nie powinieneś tego robić): „Dron cię goni!”, on zaczyna się odwracać i odlatywać, a ty mu towarzyszysz i mówisz, gdzie się znajduje, czy cię dogania, czy nie. Ale nawet w takiej sytuacji należy zachować spokój. Ponieważ każdy niewłaściwy ruch może doprowadzić do kolizji, a ty będziesz za niego odpowiedzialny, ponieważ znalazł się pod twoją kontrolą, ty nad nim panujesz.

- Czy wśród trafionych celów jest taki, z którego jest Pan dumny?

- No cóż, mamy głównie okopy, piechotę, lekko opancerzone cele, prawie zawsze są ostrzały, przechwyty, jest praca. Bez lotnictwa byłoby to trudne. Nawet powstrzymanie wroga jest bardzo skuteczne. Chciałbym, żeby przynajmniej zwiększyli zasięg rakiet o kilometr, a wtedy wszystko będzie dla nas w porządku. Jeśli zwiększymy zasięg naszych rakiet o kilometr, myślę, że będziemy w stanie pokonać wroga.

- Powiedz mi, z jaką bronią musiałeś pracować, jak sobie radzisz z nową bronią?

- Zdecydowanie pomagają nam nasi zachodni partnerzy. Wyczerpaliśmy już amunicję, używamy broni obcej. Jedziemy do kraju, który udziela nam pomocy, zostajemy przeszkoleni, pokazuje się nam, jak ona działa, dokąd może lecieć, jakie są jej cechy charakterystyczne. A jednak wciąż ją udoskonalamy, wypróbowując inne sposoby i metody jej wykorzystania w celu zwiększenia zasięgu lotu. I nam się to udaje, a nasi zachodni partnerzy są bardzo zaskoczeni, że udaje nam się zasięg zwiększyć, choć oni nawet o tym nie wiedzieli.

- Jak ocenia Pan obecny poziom ukraińskiego lotnictwa, co udało się osiągnąć, co zmieniono, a czego jeszcze brakuje?

- Są już osiągnięcia, jasno daliśmy do zrozumienia naszym zagranicznym partnerom, czego nam potrzeba, czego nam brakuje i nad czym jeszcze intensywnie pracujemy. Co osiągnąłeś? Opowiem ci o moim zespole. Sądzę, że nasza brygada, 16-ta, wypełniła swoje zadania tak jasno i bez żadnych uwag, że mój dowódca brygady został mianowany dowódcą. I wierzę, że o 16-stej brygadzie usłyszą jeszcze nie raz, mamy pewne plany i opcje.

- Ale czy dla wroga jest to nadal zaskoczeniem?

- Tak.

- Jaką widzisz przyszłość ukraińskiego lotnictwa?

- Chciałbym, żeby było bezzałogowe, żeby pilot siedział na ziemi i sterował urządzeniem w powietrzu; aby rodziny mogły czekać na powrót rodziców do domu, aby piloci i ludzie nie ginęli w bitwach powietrznych, takich jak ta, którą mamy teraz.

- Zadajesz sobie pytanie: co zrobiłbym inaczej?

- Oczywiście, ale czasami nie mam nawet odpowiedzi.

- Bo inaczej nie było to możliwe?

- U mnie wyglądało to tak: po zakończeniu operacji kijowskiej dostałem rozkaz opuszczenia grupy, załadowania załóg śmigłowców i personelu służby inżynieryjno-lotniczej do trzech śmigłowców, wejścia na pokład, być starszym i wycofania się do punktu bazowego. Nie spałem całą noc, zadzwoniłem do dowódcy, porozmawiałem z nim i powiedziałem, że wykonam rozkaz. Ale nigdy nie dotrzymałem słowa, nie wiedziałem, co powiedzieć swoim pracownikom, z którymi wcześniej stale rozmawiałem i mówiłem, że jesteśmy jedną drużyną. Po prostu im o tym nie powiedziałem i nie wykonałem rozkazu.

- Czyli skoro widziałeś, że to niemożliwe, to broniłeś tego?

- Tak, broniłem tego. Dowódca powiedział: „Wołodia, jesteś oficerem, podejmij decyzję sam, my, jeśli coś się stanie, przebijemy się w tym i tym miejscu”. Rozumiem, że on ze swojej strony dał mi pozwolenie na pozostanie w jego zespole, i tyle. Wszyscy wydostaliśmy się stamtąd bezpiecznie, bez strat.

- Jeśli porównamy lotnictwo ukraińskie i rosyjskie, jakie są nasze mocne strony, co mamy, czego nie ma wróg?

- Teraz działania bojowe kojarzą mi się z całkowitą improwizacją. I mamy wystarczająco dużo inteligencji, aby improwizować i obrócić sytuację, która nie jest dla nas korzystna, w kierunku, który jest dla nas korzystny. Wróg nie może nawet mieć nadziei na coś takiego, próbuje powtórzyć nasze działania, ale mu się to nie udaje, brakuje mu do tego inteligencji. Zwiększyliśmy więc zasięg naszych niekierowanych pocisków rakietowych. Wróg zobaczył to i próbował powtórzyć to za nami – trafiła ona w linię frontu jego własnych wojsk.

- Tak i trafili w swoje pozycje?

- W swoich żołnierzy, w ich przypadku to 95 procent ataków na ich własne oddziały, odmawiają przyznania racji.

- W tym studiu jesteśmy bardzo ostrożni, jeśli chodzi o lotnictwo i pilotów, mówimy o tym, na jakim kierunku teraz jesteście, jakie operacje wykonujecie...

- Ostatnim miejscem, do którego poleciałem, był obwód charkowski, Wowczańsk, i tam też wykonałem dobrą robotę: w ciągu dwóch miesięcy przeprowadziłem 60 nalotów. Myślę, że to normalny wynik, wróg został zatrzymany, sytuacja się ustabilizowała.

- Jaki to był okres?

- Sierpień-wrzesień ubiegłego roku. Następnie brałem udział w misjach przeciwko wrogim celom powietrznym.

- Wróg nieustannie terroryzuje nasze miasta i ludność cywilną atakami, w tym „shahedami”. Jakie można temu zaradzić?

- To już się dzieje, prace są wykonywane, tyle że dużo uwagi poświęca się obronie przeciwlotniczej przeciwnika i środkom jej zwalczania, które znajdują się w rejonie przygranicznym. Nie możemy latać bliżej, niż pozwalają na to parametry techniczne. Im wyższa wysokość, tym większy zasięg obrony powietrznej wroga, więc musisz latać na niskich wysokościach, a nie ma wystarczająco dużo mil, aby chronić więcej miast. Chcesz chronić je wszystkie, ale nie możesz.

- Czy to jest główna trudność, czy jest coś jeszcze?

- Myślę, że tak.

- Co możesz powiedzieć o trasach, którymi posługuje się wróg, próbując zdezorientować nas?

- Tak, on manipuluje, drony wlatują na terytorium Ukrainy, potem zawracają, wlatują w przeciwnym kierunku i uderzają w jakąś wioskę. Dużo dronów wlatuje z Białorusi. Nie możemy tam polecieć i nic z nimi zrobić, poza tym przez 22 strefę przelatuje mnóstwo dronów. Wróg  wykorzystuje obszary terenu, do których my nie możemy dotrzeć. Wiemy o nich dobrze, ale od strony morza docierają wzdłuż granicy z Mołdawią, przez Naddniestrze – nie możemy się tam dostać.

- Ale chciałbym zobaczyć reakcję innych krajów.

- Tak. Sam widziałem na przykład, jak rakieta przeleciała przez Rumunię i uderzyła w nasze Zakarpacie. Nie było żadnej reakcji. Przeleciał nad Mołdawią - również nie było żadnej reakcji. Z Białorusi – już milczę, tam jest to codziennie.

- Wspomniałeś o problemie, że nie możemy latać na pewne odległości, żeby je zneutralizować. Ale czy są jakieś problemy z liczbą pocisków, które można by im przeciwstawić?

- Komu przeciwstawić? Dronom?

- Dronom.

- Tam nie potrzeba rakiet, nie zestrzeliwuje się ich rakietami.

- Patriotami?

- Zestrzeliwujemy drony przy użyciu broni ręcznej. Cóż, myślę, że to już nie jest tajemnica, bo Internet aż huczy od tego wszystkiego, widać to na filmach. Nie potrzebujesz rakiety, żeby ją zestrzelić.

- Czy to jest bardziej skuteczne?

- Jest bardzo tanie i bardzo skuteczne.

- A Patriotów używamy, gdy...

- Rakiety. Kiedy lecą te szybkie, lecą i rakiety – tak. A to nie jest uważane za cel prędkościowy, ten Shaheed. Poza tym teraz jest jasne, że wróg ma problem z Shaheedami, używa ich mniej, "Gerbery" latają częściej - są mniejsze od Shaheedów, przenoszą mniej amunicji, wypuszczanych jest więcej parodii, które po prostu zakłócają fale radiowe naszej obrony powietrznej, przez co reagujemy na te cele, ale same w sobie nie niosą ze sobą żadnego zła. Jasne jest, że są problemy, coś im nieprzyjemnego zrobiliśmy.

- Czyli to świadczy o deficycie, że nie wszystko jest w tej produkcji tak dobre?

- Tak to u nich wygląda.

- Tradycyjnie pytamy naszych gości o zwycięstwo. Jak to widzisz i co dla ciebie oznaczałoby zwycięstwo?

- Co to znaczy? Nie będzie możliwe odzyskanie wszystkich osób. Cóż, przynajmniej dostaniemy odszkodowanie za to, co zrobili. A w jakim stopniu, tego nawet nie wiem, bo wyrządzili nam tyle krzywd, że żadne pieniądze świata nie będą w stanie ich zrekompensować. Gdyby naród rosyjski okazał się gorszy od najniższej kasty w Indiach, najniższej, tak że nie byłby nigdzie szanowany, postrzegany jako naród, byłoby to dla mnie zwycięstwem. Zniszczenie wroga metodami, których nigdy wcześniej nie widziano.

- Co dla Ciebie oznacza lotnictwo?

- To jest moje życie.

- Czym dla ciebie jest honor oficerski?

- Teraz to wiele znaczy, wszystko zmieniło się radykalnie. Kocham swoją pracę, jestem oficerem.

- Czy jedna osoba może zmienić bieg historii?

- Tak.

- Czego najbardziej się boisz w życiu?

- Wysokości.

- Jaka jest dla Ciebie największa nagroda?

- Moja rodzina.

- Dla ciebie wojna to...?

- Zło.

- Czego nigdy nie wybaczysz?

- Podłości.

- Jakie myśli masz po przebudzeniu?

- Dziś będzie łatwiej niż wczoraj.

- Co zrobisz jako pierwsze po wygranej?

- Prawdopodobnie pojadę na wczasy.

- Jaki kierunek wybierzesz?

- Tylko Ukrainę.

- Dziękuję.

Wywiad przeprowadziła Diana Sławińska

Zdjęcia: Danyło Antoniuk

Przy cytowaniu i korzystaniu z jakichkolwiek materiałów w Internecie, dostępnych dla wyszukiwarek, obowiązkowy jest odnośnik na pierwszy akapit "ukrinform.pl", ponadto cytowanie tłumaczeń materiałów z mediów zagranicznych możliwe jest wyłącznie z odnośnikiem do strony ukrinform.pl oraz do strony internetowej zagranicznych mediów. Materiały oznaczone jako "Reklama" lub z oznaczeniem: "Materiał jest zamieszczany zgodnie z częścią 3 art. 9 ukraińskiej ustawy "O reklamie" nr 270/96-VR z dnia 3 lipca 1996 r. i ustawą Ukrainy "O mediach" nr 2849-IX z dnia 31 marca 2023 roku oraz na podstawie Umowy/faktury.

© 2015-2025 Ukrinform. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Projektowanie stron internetowych - Studio «Laconica»

Wyszukiwanie zaawansowaneUkryj wyszukiwanie zaawansowane
W przeciągu jakiego okresu:
-