W nowej edycji projektu Ukrinform „Dowódcy naszego zwycięstwa” – Artem Jewtuszenko, dowódca grupy Sił Wsparcia 4. Brygady Operacyjnej Gwardii Narodowej Ukrainy „Rubiż”. Pod jego dowództwem znajduje się prawie 200 osób. Wydobywają i oczyszczają tereny, budują fortyfikacje i przeprawy. A. Jewtuszenko opowiadał o pracy saperów podczas wojny, o tym, jak Rosjanie zastawiali wybuchowe pułapki na obiekty cywilne, ile czasu zajmuje rozminowanie terytoriów Ukrainy i ile trotylu potrzeba do wysadzenia mostu krymskiego.
- Prawie wszystkie nasze wywiady rozpoczynają się od pytania, które jednoczyło wszystkich Ukraińców i zmieniało życie wszystkich, z podziałem na przed i po: jak zaczęła się dla Pana inwazja na pełną skalę?
- Dla mnie inwazja na pełną skalę rozpoczęła się, gdy byłem już w strefie misji bojowych, przygotowywaliśmy się do prowadzenia operacji rotacyjnych. W dniach 23-24 lutego rozładowałem swój ekstremalny sprzęt... Gdzieś około 4 rano zakończyliśmy całą pracę i już szykowaliśmy się do snu, bo dzień zapowiadał się ciężki. O 5:20 odbywa się zbiórka - myślałem, że to szkolenie, że dowódca batalionu grupy taktycznej chce nas przeszkolić przed wejściem na pozycje, przeprowadzić jakieś akcje, zobaczyć, kto i jak pracuje, jakie polecenia wykonuje itp. Następnie kazali rozmieścić się w terenie, zająć punkty ostrzału: sprzęt, broń, ludzi, rozmieścić się w lesie, zająć swoje sektory i kontrolować swój kierunek.
Podzielił grupy i sam udał się do kwatery głównej. Co robić, jakie zespoły? - I tu się zaczyna... lotnictwo, system obrony przeciwrakietowej działa gdzieś daleko, nie wiadomo, co się dzieje, trzeba rotować i okazuje się, że wojna się zaczęła. Wszyscy wyjechali, ustawiają się w kolejce, kolumna, lotnictwo, przyloty, pojazdy rozeszły się, zajęły pozycje. Myślę: dokąd uciec? Przecież zebraliśmy się, zrozumieliśmy, co się dzieje, gdzie jesteśmy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. Zbliżamy się do Nowoajdaru. Wywiad już tam pracował, pierwsze bitwy. A Nowoajdar to miasto, można powiedzieć, ośrodki, wieś Ługańsk, Szczastia i Starobielsk, ostatnie miasto Nowoajdaru. Zajmujemy wyżyny, jednostka piechoty naszej pierwszej kompanii natychmiast trafia pod ciężki ostrzał MLRS, są straty, pracujemy dalej. A w tym samym czasie zaczyna się wojna. Dzwoni żona, jest w Irpieniu: co robić, dokąd uciekać (była wtedy w ciąży), co dalej? Mówię jej: czekaj, tu też mamy wojnę, co robić – nie wiem. Rodzice dzwonią, są w Charkowie, pytają też co robić, gdzie uciekać, tam już od wczesnych godzin porannych – od razu zakupy, zakupy. Mówię: czekajcie, dajcie mi czas, ja sam zrozumiem, co się dzieje i wtedy dam właściwą odpowiedź, co dalej.
Dowiaduję się, co się dzieje w Kijowie, są też konwoje, pojechały do Charkowa, pojechały tam, ze wszystkich stron, a my musimy wykonać swoje zadania bojowe. Personel, który wykonywał swoje zadania w Ługańsku, szybko zebrał się i wyszedł, a my musieliśmy kontrolować kierunki, aby korytarz był bezpieczniejszy. Mogli już wkroczyć na nasze tyły, ... przyjąć nowe rozkazy bojowe i kontynuować pracę. W ten sposób rozpoczęła się wojna.
- Jeśli chodzi o rodzinę, kiedy i jaką odpowiedź dałeś dla krewnych, co robić, a właściwie dla żony, która była w Irpieniu?
- Przez pierwsze trzy dni jeszcze do nich dzwoniłem, rozmawiałem, potem nie było już czasu, pracowałem całkowicie w tym kierunku. Przyjechała ekipa „Przygotowanie do rozminowywania mostów”, my też czekaliśmy na wyjście naszych towarzyszy z Ługańska, a jaka brygada tam czekała na naszą rotację, ona też aktywnie się zebrała i poszła w naszą stronę, a my już pracuje.
- Cofnijmy się trochę. Służyłeś od 2012 roku?
- Tak, odbyłem wówczas służbę wojskową w obwodzie donieckim i wstąpiłem do Akademii Wojsk Wewnętrznych w Charkowie. Po ukończeniu Akademii nastąpił podział na jednostki i miałem szansę dostać się do jednostki wojskowej 3018, wtedy był rok 2017, była ona tworzona według standardów NATO. A po rozstaniu z Akademią dostanie się do takiej było powodem do dumy. Dlaczego? Bo nie było tam zwykłej służby, której nie chciałem, a jedynie pracownicy kontraktowi... to nie był patrol, nie jakieś instytucje sądownicze, ochrona, ale jednostka, która wykonywała zadania bojowe na wschodzie kraju i występowała na wysoki poziom... To była nasza brygada 3018 i wtedy był "Azow".
- A teraz jest Pan dowódcą grupy Sił Wsparcia. Jakie są Pana obowiązki? I w ogóle, co oznacza dla Pana to stanowisko?
- Przede wszystkim jesteś dowódcą, masz podwładnych, personel, który musisz stale szkolić, doskonalić swoje umiejętności, stale doskonalić swoje obszary zawodowe. Mam w grupie Sił Wsparcia kompanię inżynieryjno-saperską, która dzieli się na saperów, pluton barykad, pozycjonerów oraz kierunek inżynieryjno-techniczny.
- Masz pod swoją komendą ponad 200 ludzi, prawda?
– Według stanu – tak, na liście jest 220 osób, obecnie – 160.
- Biorąc pod uwagę tak dużą liczbę osób, jakimi zasadami kieruje się Pan jako dowódca, jak udaje się Panu dostosować pracę?
– Kieruję się tym, że jesteśmy jedną rodziną, jedną. Jeśli dostałeś się do mojej jednostki, pracujemy tutaj jako jedność. Jest tu braterstwo, jest wykonywanie misji bojowych, a wy jesteście w tej jednostce, w której jesteście cenieni i znani.
- Rozumiem, że twoi bojownicy są na kilku kierunkach?
- Tak, teraz prowadzone są działania bojowe na kierunku siwierskim, to jest osada Spirne, w kierunku łymańskim, to jest Makiijewka.
- Jak współdziałacie?
- Każdy kierunek ma swojego dowódcę, grupę, która wykonuje zadania bojowe, zarządza personelem wykonującym zadania bojowe, odpowiednio współpracuje ze mną. Jeśli nie jestem w rejonie misji bojowych, ale w podróży służbowej, gdzieś na szkoleniu, to zawsze jest połączenie między mną a dowódcą, seniorem grupy, który tam pełni obowiązki, stale pod telefonem lub poprzez SMS. I raportuje mi, jakie zadania zostały wykonane, jakie zadania przydzielono jednostce, jakie dalsze działania podejmie załoga itp.
- Powiedziałeś, że gdy ktoś przechodzi pod twoje dowództwo, wchodzi do rodziny, a ty jesteś jedną rodziną, to znaczy też chodzi o zaufanie. Czy twoi żołnierze mogą ci zaufać?
- No cóż, tak jak u mnie, tak i u każdego. Każdemu żołnierzowi mówię, że potrzebuję osoby, która musi myśleć samodzielnie, pracować samodzielnie, odejść od tych, że tak powiem, sowieckich terminów, że jestem dowódcą i tak trzeba zrobić. Ja każdego podwładnego pytam: jaki jest twój punkt widzenia, jak go widzisz, jak chcesz pracować? Jeżeli mu się to uda, pozwolę mu dalej rozwijać się w tym kierunku. Jeśli powie coś złego, to mu pomogę... A on już działa jak duży organizm, jak mała część naszej jednostki.
- Wspomniał pan o Sowietach, czyli czy według Pana są jeszcze Sowieci w naszej armii?
- Jest jeszcze sowietyzm, odchodzimy od niego jak najdalej. Ja na przykład nie jestem zwolennikiem tych wszystkich manipulacji ze strony Sowietów, nawet gdy pracuję w moim kierunku, odchodzę od tych sowieckich zamierzeń, bardziej realizuję swoje zamierzenia, nowocześnie, sensownie, bardziej po NATO, jeśli można powiedz tak i już pracujemy według opracowanego algorytmu.
- Jeśli chodzi o innowacje. Powiedz mi, o co dokładnie chodzi.
- Odchodzimy od Związku Radzieckiego, od instalowania min przeciwpancernych „na sznurku” itp., Teraz jest technologia, zdalne minowanie.
- Czy to wdrożyłeś?
- Tak, wdrożyliśmy to, teraz zostanie utworzony batalion, będzie cały zdalny pluton min, oddział dużych pokładów... Duże pokłady, które przenoszą miny przeciwpancerne i zdalnie instalujemy pola minowe, czyli my można zainstalować przed przednią krawędzią, w logistyce wroga. A jednocześnie zatrzymujemy chronimy nasz personel, chronimy naszych ludzi, ale także używamy sprzętu. Będą oddziały naziemnych dronów, które będą przemieszczać się nad terenem i przeprowadzać rozminowywanie bezpośrednio na ziemi, wszystko będzie rejestrowane przez UAV, pola minowe będą rejestrowane, wprowadzane na mapę roboczą i ta robocza mapa zostanie przeniesiona dalej do siedziby. Jednocześnie, że tak powiem, wnosimy ogromny wkład w minowanie i ochronę personelu.
- Często słyszymy, że wróg robi wszystko według zasad, czyli jeśli mówimy o Związku Radzieckim, o innowacjach, to trzyma się sowieckich standardów, prawda?
- Mają większą obsesję na punkcie instalowania pól minowych.
- Czy odchodzimy od tego?
- Trochę, nie możemy się odsunąć jak najdalej. Dlaczego? Ponieważ baza musi być zachowana, jest stopień pola minowego, np. kilka rzędów, stopień pola minowego 3-4, w zależności jakie będzie pole minowe: przeciwpancerne - będzie dwurzędowe, trzyrzędowe, czterorzędowe itp. I w tym celu zajmujemy się minowaniem, od miny do miny. Nie ma potrzeby odstępować od tego. Jeśli prowadzimy pilota z UAV, wykonujemy również krok rozminowywania. Ale kiedy wróg wejdzie na nasze pola minowe, nie może używać swoich podręczników, bo miny mogą być rozrzucone losowo i może ich nie znaleźć, bo oczyścił miny, tu nie ma już min, wszystko jest jasne, ponieważ trzy rzędy, stopień rozminowania wynosi 3-4 metry, przeszedł 6 metrów szerokości i 30 metrów głębokości, a zatem nie będzie min. I mogą być tacy, którzy zawrócili i upadli. Mogą tego nie zobaczyć, a kiedy przejadą pojazdy wroga, wybuchnie.
- Jeśli chodzi o nowy personel. Na co jako dowódca zwracasz uwagę podczas szkolenia?
- Kiedy przychodzi cywil lub z innej jednostki, zawsze z nim rozmawiam: co wiesz, co robiłeś „jako cywil”, co wiesz? - I opowiada. Jeśli umie pracować z maszynami, traktorami, kombajnami itp. to pójdzie do działu technicznego...
- Saperzy są zawsze pierwsi. Jak to jest być o krok przed wszystkimi i wiedzieć, że inni podążają za Tobą?
- Przede wszystkim bardzo trudno jest być pierwszym, ale saper nigdy sam nie idzie pierwszy, idzie z inteligencją, z osłoną itp. Dlaczego tak? Jeśli saper idzie pierwszy sam, będzie skupiony tylko na swojej przedniej krawędzi, metr, półtora, maksymalnie dwa, oczyszcza miny, ale nie obserwuje, co jest na horyzoncie, gdzie jest wróg, który podąża on, itp. Saper zawsze współpracuje ze zwiadowcą: zwiadowca idzie, kryje się, saper oczyszcza miny, wyznacza szlak, następnie wkraczają cele główne lub rezerwowe – tak to działa. Jeśli saper pójdzie najpierw sam, to tam zostanie, bo samemu bardzo trudno jest pracować.
- Więc to jest praca zespołowa?
- Tak, to praca zespołowa.
- Mówią, że saperzy mają prawo do jednego błędu. Jak to jest uświadomić sobie, że ten błąd może być śmiertelny?
- Nie wolno ci myśleć, że to będzie twoja ostatnia praca, musisz pracować, wykonywać swoją pracę i nie myśleć, że robię coś złego lub złego, że mogę wybuchnąć. Nie musisz o tym myśleć, ale jednocześnie powinien być strach, bo jeśli nie ma strachu, umrzesz, ubezpieczając się, że tak powiem, zwyciężysz.
- Czy pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy wszedłeś na pole minowe? Jakie to były uczucia i czy zmieniły się z biegiem czasu?
- Tak, pamiętam, był rok 2019, Zajcewo, wtedy nasza brygada wykonywała zadania bojowe na łuku Switłodaru... Odległość od naszych pozycji do wroga wynosiła 300 metrów. I wraz z starszym sierżantem kompanii wykonywaliśmy zadania bojowe na tym kierunku i były zadania mające na celu umocnienie naszej pozycji, czyli takie doprowadzenie do tego, aby wróg nie mógł zbliżyć się do tej strefy, która nie była kontrolowana, i to trzeba było wczołgać się do szarej strefy, żeby postawić „serpentyny”.. Doczołgaliśmy się na pozycję, zdjęliśmy wszystko, co się dało, została tylko kamizelka kuloodporna, hełm, mina i łopata saperska i inne rzeczy do zakładania min. A jest już 80, 100 metrów i nie widać już naszych pozycji. Mówię: co robimy dalej? - Weźmy to - mówi - położymy to tutaj. I słyszę – tam saperzy. Co zrobimy? I słyszę, że kopią tam kryjówkę lub ziemiankę, albo po prostu ulepszają swój punkt ostrzału. Cały teren spalony, nic nie widać, podnosisz głowę - zobaczą, czołgasz się do kotwicowiska, żeby włożyć kołek, dociągasz „nosze”,… on już stawia minę. Zamontowano minę, przeprowadzono dalsze manipulacje, podczas których można naciągnąć wycofujące się „nosze”. I w tym momencie pomyślałem: teraz, jak zacznie się jakiś „ruch”, to można nas zastrzelić, bo nas nie widzą, gdzie strzelać, bo nie ma celowania. Czyli wróg jest tam, my tam jesteśmy, można „wlać się”, wróg też nas usłyszy, zacznie „wlewać się”, z grubsza mówiąc, możemy tam zostać. I znowu, nie wstawaj i nie biegnij na swoje pozycje, bo nasi nie zobaczą, żeby osłaniać, a wróg to zrobi, bo jesteśmy bliżej niego, i wracaj po zboczach, żeby nas mogli zobaczyć…
Co możemy zrobić? Wracasz, już wpadasz w ten rów, przypływ adrenaliny, myślisz z ulgą: wykonałeś zadanie, sobie poradziłeś. A potem zaczęła się strzelanina, ktoś gdzieś kogoś zobaczył, już zaczynają strzelać ze swoich pozycji. Mówimy wtedy: chłopaki, walczcie, a my już pracowaliśmy, wrócimy. I wracamy z misji bojowej, a ja byłem starszym porucznikiem, a ten był głównym sierżantem kompanii. I na początku, jak do nich dotarłem, mówią: ty, starszy porucznik, jesteś młody, nic nie możesz zrobić. A ja, wręcz przeciwnie, studiowałem. Mówiłem im: dajcie mi wskazówkę, powiedzcie – nie bałem się o to zapytać, nie bałem się, że jestem zastępcą dowódcy kompanii, on był pod moim dowództwem, nie bałem się z nim porozumieć. Mówię: ucz, pokazuj, będę się uczyć, będę pracować. I tak się sprawy potoczyły. Potem był pierwszy moment i moje pierwsze wyjście, jak to mówią, przy pierwszej kopalni wrażeń było „wow!”.
- Jeśli chodzi o rozminowywanie: w jakich obszarach obecnie pracujecie i jaka jest tam sytuacja?
- Teraz prowadzimy większe wydobycie na tym obszarze, ponieważ wróg postępuje, odnosi sukcesy, stawiamy na bardziej odległe minowanie. Znów przerabiamy nasze miny, bo zwykłych już nie ma, już tworzymy własne know-how, testujemy je i wykorzystujemy na polu bitwy.
- Czy możesz podzielić się swoją wiedzą?
– Są tzw POM-2, rosyjska mina. Zmodyfikowaliśmy, przerobiliśmy je, zrobiliśmy je w oparciu o POM-2, tylko ukraiński POM-2 i używamy przeciwko nim tej samej broni. ...Wchodzi w ziemię, wychodzą z niej „korki”, jak to się mówi, „pierścień stopujący”, a ona rozprasza rozstępy w czterech kierunkach. Jednocześnie zamyka pewien obszar terenu, aby wróg nie mógł przez niego przejść, nadepnął na niego - i został aktywowany.
- Powiedz mi, co i jak Rosjanie zwykle zaminowują? Wiemy, że wróg czasami zastawia zdradzieckie pułapki nawet w zwyczajnych, codziennych rzeczach.
- W obliczu tego problemu znaleźliśmy także laptopy przeznaczone do otwierania, znaleźliśmy pudełka, ...pułapki na sapera, można powiedzieć. Ktoś wchodzi, a tam jest mina, którą widzimy, czyli piechota zobaczyła minę, od razu powiedziała: grupa saperów. Podejdźmy... do miny, stoi prawidłowo, jest widoczna, specjalnie po to, żeby można było do niej podejść... Kiedy zaczniesz przerabiać minę od tyłu, to ją, że tak powiem, oczyścisz, sprawdzisz, gdzie mogą być jakieś pułapki. A tam takie piękne pudełko. Jeśli zaczniesz to ruszać, zadziała. Dlatego też, tak jak sam pracuję, uczę i szkolę kadrę. Zawsze jest „kot”, to znaczy jakaś długa lina, podszedł, związał wszystko, a potem przeprowadziłeś manipulacje przy rozminowywaniu. I wtedy ten czynnik zadziałał, podeszli, związali, wyrwali, mina nie zadziałała, ale skrzynia zadziałała, i tam się sprawdziło... Byliśmy w ukryciu. Oznacza to, że oprócz wykonywania manipulacji, wiązania, rozdzierania, musisz także przygotować miejsce, w którym się ukryjesz, jeśli to się uda, aby tam gruz nie doleciał itp.
Były też pułapki (grupy działające w kierunku Kijowa, po wyzwoleniu, okupacji naszego terenu, także z mojego oddziału), które znaleziono w żarówkach. Wkręca się zwykłą żarówkę, naciska się włącznik – następuje eksplozja. Nawet to były akcje, chociaż był to dom cywilny, mieszkali w nim cywile, a potem weszliśmy i znaleźliśmy pułapki.
- Masz spore doświadczenie jako saper. Jeśli porównamy to na początku inwazji na pełną skalę, w 2022 r. i obecnie, czy zmieniła się taktyka minowania wroga? Czy korzystają z jakiejś nowej technologii?
- Taktyka wroga z jednej strony uległa zmianie, z drugiej pozostała taka sama jak przed inwazją na pełną skalę. Przygotowania do inwazji na pełną skalę były wojną w okopach, istniała linia demarkacyjna. Jest nasza pozycja, jest pozycja wroga i doszło do pewnego rodzaju strzelaniny pomiędzy obiema pozycjami. Potem pracowali ciężej, zarówno z naszej strony, jak i ze swojej, jak mówi książka – my tak mówimy. Tak, jest miejsce, jest instalacja minowa i nic więcej, czy jest akcja kontrolowana, czy stawiamy miny sygnałowe, żeby zapewnić osłonę naszym terenom.
Teraz zmieniła się taktyka zarówno u nas, jak i u nich, uczą się od nas, jak robimy, jak prowadzimy zdalne minowanie, to samo z nimi, także minowanie na odległość. Malują miny, robią kamuflaż i zrzucają je do okopów, ziemianek, czyli, teraz gdy wojna jest bardziej nowoczesna, coraz częściej zaczynamy pracować zdalnie. Nadal musimy iść o krok przed nimi, rozwijać się jeszcze raz, nie bać się ich doświadczenia, czerpać z ich doświadczeń i doskonalić nasze.
- Jeśli mówimy o rozminowywaniu terytoriów nieokupowanych, jakie jest zagrożenie dla ludności cywilnej? W szczególności, jeśli mówimy o obwodzie kijowskim, gdzie toczyły się walki i innych terenach wyzwolonych?
- Zagrożenie jest bardzo duże, bardzo duże, nawet jeśli chodzi o obwód kijowski. Dlaczego? Ponieważ wojna toczyła się tu szybko, szybko się zaczęła i szybko się skończyła. A z naszej strony ustawiono miny przeciwpiechotne, miny przeciwpancerne i barykady, pola, których nie zapisano na mapach, do przekazania innym, sąsiednim jednostkom i zapomniano, gdzie te miny zostały umieszczone. Również z ich strony, po tym jak posunęli się naprzód, po wycofaniu się, prowadzili chaotyczne minowanie. Co to jest chaotyczne minowanie? Może to być po prostu pole, które będzie usiane chaotycznie minami, żadna książka ich nie opisze, po prostu nie mieli czasu. Jeśli weźmiemy pod uwagę nasze wioski, w których przeprowadzono rozminowywanie, zostało ono rozminowane bardziej szczegółowo. Dlaczego? Bo tam jest ludność, tam są rolnicy, jest sprzęt, który musi pracować na polach itp., a tam przede wszystkim wszystko było dopracowane. Ale nadal mamy lasy, łąki, a miny przeciwpiechotne, "płatki" były losowo porozrzucane, jest ich sporo, POM-2, POM-3, ale mają samozniszczenie, to jest plus, że takie zostały umieszczone: minęły 72 godziny - mina została rozminowana, czyli wyeliminowana.
- Jeśli mówimy o rozminowaniu i oczyszczeniu naszych terytoriów, ile czasu to zajmie i jaka będzie skala?
- Jeśli mówimy o roku wojny, to jest to aż do dziesięciu lat rozminowywania terenów, na których toczyły się aktywne bitwy.
- To znaczy, jeśli mówimy o obwodach donieckim i ługańskim, gdzie wojna trwa już 10 lat, to...
- Tak, w związku z tym musimy rozminować ten obszar na okres do 100 lat. I to właśnie wtedy aktywne działania, całkowite wstrzymanie ognia, zostaną całkowicie zakończone, po czym będziemy mogli przeprowadzić rozminowanie terenu, zarówno sprzętem, jak i przy pomocy ludzi itp.
- Wiemy, że podczas inwazji na pełną skalę trzeba było wysadzić cztery mosty. Opowiedz nam o tym więcej.
- Trzy mosty i jedna przeprawa. Tak, były akcje... Nowoajdar, był już trzeci dzień od rozpoczęcia wojny na pełną skalę, duży most, który był głównym, pracowała kolejna jednostka, a my zaminowaliśmy Stary Most, to nazywany jest Starym Mostem Nowoajdaru. Wtedy nie robili obliczeń, po prostu przywieźli pudełka z trotylem, zasadzili pod mostem i czekali, aż zespół ją wysadzi. Kiedy pełnili tam służbę przez jeden dzień (bo wszystkie nasze oddziały nie opuściły jeszcze tego terenu), po tym jak wszystkie nasze jednostki już opuściły, rozległa się komenda „Detonacja!”, pierwsze emocje, detonacja pierwszego mostu.
- Czy to była adrenalina, czy strach?
- To była akcja. Nie było strachu, to było tak szybko, że nawet nie rozumiałem, jak to się stało. A w tym samym czasie cywile poruszali się na rowerach, samochodach, a teraz padła komenda „Detonować!” i wiadomo, że może tam być jakiś cywil, może pojechać, może wyjechać. Mówię mojemu towarzyszowi, który był ze mną, spójrz, czy teraz dadzą nam rozkaz, żeby tam nikogo nie było, abyśmy przynajmniej zdetonowali, żeby było jasne. A zespół „Detonacja!”, adrenalina, akcja, ładujemy samochód pancerny, posuwamy się naprzód. A z tą drugą grupą, która czekała na wysadzenie drugiego mostu, spotykamy ich na skrzyżowaniu, mówią: na wszystkich czekamy, główna kolumna jeszcze jedzie, nie wszyscy jeszcze wyszli... czekam na kolumnę główną, tę skrajną, a potem zaczęli wysadzać też i ten most.
- Powiedziałeś, że nie było kalkulacji, trzeba było działać. O jakim czasie mówimy? Czy to są godziny, minuty?
- Nie było czasu, nie, był czas później, czyli nie od razu wysadziliśmy, najpierw powiedzieliśmy: koniec, teraz szybko przychodzimy, ćwiczymy i dmuchamy. Ponieważ jednak nie cały sprzęt i personel, który był po drugiej stronie, jeszcze nie wrócił, a do tego doszło opóźnienie, czekaliśmy na sąsiednią jednostkę, nie pamiętam, która brygada wychodziła. Oznacza to, że wtedy można było już obliczyć, ale w zasadzie zrobiliśmy więcej niż to konieczne, aby nastąpiło już stuprocentowe podważenie i most mógł się zmontować.
- Ogólnie, jeśli chodzi o inne obiekty: czy możesz wymienić taki, który był najtrudniejszy pod względem detonacji?
- Wszystkie materiały wybuchowe są trudne, szczególnie jeśli znajdują się na terytorium wroga.
- Czy to też się zdarzyło?
– Nie bezpośrednio, żeby na terytorium wroga powstała szara strefa, można tak powiedzieć. Nasze wojska już wyszły, wróg się zbliżył, rzeka, most i trzeba go wysadzić. Nie był przygotowany do detonacji, była to cała operacja zaplanowana, potem współpracowałem z, nie pamiętam, 3 lub 8 pułkiem SSO (chłopaki byli po prostu wspaniali, bardzo miło było z nimi pracować). Spotkaliśmy się z nimi na dwa dni przed planowaną operacją, sprawdziliśmy, co mamy, bo środków do detonacji było bardzo mało. Oznacza to, że trzeba wysadzić most i nie było czasu na obliczenia, a materiałów wybuchowych nie było tak dużo, jak byśmy chcieli.
- Ile... potrzeba, żeby wysadzić most krymski?
- Most Kerczeński, był już dwukrotnie wysadzany w powietrze... Notabene za pierwszym razem zużyto 21 ton heksanu przewiezionego ciężarówką... Ale dlaczego tak się stało? Bo to był wybuch, na powierzchni, czyli gdyby ciężarówka wjechała pod most, wszystko by wyleciało w powietrze, do dzisiaj nie udało się tego na sto procent odnowić. Ile obliczeń potrzeba, jeśli wziąć pod uwagę sam most? Obliczenie, narysowanie, jakie ma podpory, jaki to most, prawidłowe obliczenie, ile materiałów wybuchowych tam umieścić... Myślę, że nie będzie to dużo, nie będzie to 20, 30 ton. Wydaje mi się, że w każdym przedziale po 5 ton i można to zniszczyć. Ale znowu, nie zniszczymy go, ale uszkodzimy, bo będzie nieprzejezdny, ale będzie można go przywrócić. A jeśli mówimy o od początku do końca, to dużo TNT.
- Czy chciałbyś wysadzić most krymski?
- Tak, oczywiście, każdy saper chce wysadzić most krymski. Gdyby nawet zadzwonili do mnie o 2 w nocy i powiedzieli: jest praca dla służb specjalnych, trzeba wysadzić most... Powiedziałbym: ile czasu muszę być w miejscu, gdzie to planuje? To wszystko, spakowałbym torbę i udałbym się do chłopaków planujących wysadzić ten most. Jeśli zobaczycie mnie na Krymie, na pewno coś się wydarzy.
- Super. Tak, wojsko potrzebuje nie tylko detonacji, ale także budowy przejść. Jak szybko można zbudować tymczasowy most?
- ...Miałem jedno doświadczenie w budowie przeprawy, było to na kierunku charkowskim, akcje szturmowe, Nowoseliwka, Dobryszewe, kierunek łymański, w okolicy Limanu. Przysłano do mnie sąsiednią jednostkę... Widziałem, jaki jest ten KrAZ, z takimi rzeczami, które rzucają mostem, pomyślałem: to wszystko, będzie coś ciekawego. I zaczęli ćwiczyć po przeprowadzeniu już akcji szturmowych, po zajęciu osady. Następnie wykonaliśmy budowę przeprawy mostowej, drogi dla logistyki, aby ulepszyć nasz sprzęt, aby można było szybciej przejść na drugą stronę.
- Do Twoich zadań należy budowa fortyfikacji. Co możesz o tym powiedzieć?
- Tak, fortyfikacja jest również, że tak powiem, częścią naszego tematu. Jest nawet do tego osobna jednostka, która współpracuje przy fortyfikacjach... buduje ziemianki dla personelu, stanowiska dowodzenia. Do tego dobieramy też kadrę, która kiedyś pracowała na budowie, która wie co to jest, jak najlepiej ją wzmocnić, nadawać do późniejszego wykorzystania, do warunków życia codziennego i walki bezpośrednio w okopach, okopach itp.
- Powiedz mi, czym jest dla Ciebie sukces i małe zwycięstwo w Twojej pracy?
- Sukces jest wtedy, gdy sztab wraca z zadania i mówi: ciężko pracowaliśmy, wykonaliśmy takie a takie działania, wykonaliśmy takie a takie zadania. Minęło trochę czasu – a centrala woła: na Waszych polach minowych eksplodował sprzęt wroga – to taka klasa! Zainstalowano tam miny przeciwpiechotne, wkroczyła DRG i doszło do eksplozji. - Mówisz: klasa! - To sukces, tak. A małym zwycięstwem jest to, kiedy wracasz żywy z osobistej misji, a Twoja córeczka spotyka Cię w domu, przytula i całuje. I to jest małe zwycięstwo, bo wróciłem żywy z misji do rodziny, dla mnie to małe zwycięstwo.
- Dziękuję. Nasz wywiad powoli dobiega końca, ale pojawia się kolejny ciekawy blok – pytania błyskawiczne. Zadam Panu krótkie pytania. Pana zadaniem jest udzielenie zwięzłej i szybkiej odpowiedzi. Czy jesteś gotowy?
- Tak.
- Jaka jest Twoja największa obawa?
- Nie zdetonuję miny na czas, po której będzie minął sprzęt wroga.
- Jakie trzy słowa najlepiej Cię opisują?
- Celowy, wierny, miły.
- Jakie jest najbardziej irytujące pytanie cywilów?
- Kiedy skończy się wojna?
- Gdybyś miał drugą szansę, jaką decyzję na pewno byś zmienił?
- Najważniejsze jest zachowanie personelu, personelu, który wykonał zadanie. Były takie, które nie wróciły i chciałbym to jak najbardziej wypracować, aby takie zdarzenia nie miały miejsca.
- Jaka jest różnica między byciem żywym a prawdziwym życiem?
- Być żywym to najwyraźniej teraz żyjemy, po prostu żyjemy, wykonujemy akcje rotacyjne, wracamy, uczymy się, znowu wychodzimy na misje bojowe... Prawdziwie żyć jest wtedy, gdy budzisz się rano, pijesz kawę, zawozisz córkę do szkoły, pracujesz, wracasz do domu, dziecko cię spotyka, odpoczywasz i wiesz, że nie będzie już tych rotacji, nigdy więcej tej wojny, i nie będziesz już widzieć śmierć twoich braci.
- Najlepsza rada, jaką otrzymałeś w swoim życiu?
- Nie stój w miejscu, nie bój się krytyki, podnoś swoje umiejętności, pomagaj każdemu, kto tego potrzebuje.
– Co byś sobie powiedział 10 lat temu?
- Nie patrz w przeszłość.
- Czym jest dla ciebie zwycięstwo?
- Zwycięstwo będzie wtedy, gdy wojna się skończy, wszyscy wrócą do swoich rodzin i gdy usuniemy ostatnią minę. Bo wojna się skończy, a my będziemy mieli jeszcze mnóstwo pracy do wykonania.
- Dziękujemy za rozmowę, za poświęcenie czasu na odwiedzenie naszego studia.
Diana Sławińska
Diana Sławińska