Ukraina może wkrótce uzyskać dostęp do miejsca, w którym spadł pocisk w Polsce - gabinet Dudy
Już wkrótce ukraińscy specjaliści będą mogli uzyskać dostęp do miejsca, w którym spadła rakieta, w Przewodowie przy granicy z Ukrainą.
Poinformował o tym w czwartek na antenie TVN24 szef Biura Polityki Międzynarodowej Prezydenta RP Jakub Kumoch – informuje Ukrinform.
Jak zauważył Kumoch, polsko-amerykańska grupa śledczych prowadzi śledztwo na miejscu zdarzenia, zaznaczając, że strona ukraińska również wystąpiła o udostępnienie miejsca, w którym spadł pocisk.
„Jeśli obie strony (polska i amerykańska – red.) się zgodzą, a o ile mi wiadomo, nie będzie sprzeciwu ze strony amerykańskiej, to wkrótce mogą uzyskać dostęp (do miejsca, w którym spadł pocisk – red.). Jeśli zespół śledczy nie będzie miał żadnych uwag na poziomie technicznym, prawdopodobnie nie będzie powodu do odmowy dostępu Ukraińcom” – powiedział Kumoch.
Zaznaczył, że wszystko wskazuje na to, że jeden z ukraińskich pocisków systemu obrony powietrznej, który został wystrzelony w celu zestrzelenia rosyjskiego pocisku, nie trafił w cel i nie zadziałał jego system samozniszczenia. Jako dowód w tej sprawie szef biura podał głębokość leja i elementy rakiety. Dodał, że eksperci obliczają teraz kierunek lotu rakiety, ilość zużytego paliwa itp.
Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta RP zaznaczył, że strona polska dysponuje także materiałami wideo i foto z granicy, na których widać sekwencję niektórych zdarzeń, w szczególności nagrania ze startu i przelotu rakiet nad Ukrainą. Dodał, że prawdopodobnie zespół śledczy podejmie decyzję o przekazaniu tych materiałów do badań stronie ukraińskiej.
Kumoch uważa, że Ukraińcy powinni zobaczyć, jakie dowody ma zespół śledczy, bo mogą je podważać.
„W śledztwie zawsze są wątpliwości, że jest jakiś cień, możliwość, że druga strona ma rację" - podkreślił.
Jednocześnie przedstawiciel urzędu zaznaczył, że nikt nie oskarża Ukrainy.
„To nie wina Ukraińców, że w sowieckim sprzęcie nie zadziałał jakiś mechanizm samozniszczenia, że musieli użyć tego sprzętu do obrony swojego terytorium, a może nawet naszego, bo nie wiemy, gdzie poleciały te rakiety, i czy ten pocisk był źle zaprogramowany" - podkreślił.
Kumoch dodał, że w dniu upadku pocisku ambasador Rosji Serhij Andriejew został wezwany do MSZ RP, gdzie powiedziano mu, że Rosja ostrzeliwała terytorium Ukrainy w pobliżu granicy z Polską, co doprowadziło do tragedi.
Jak poinformował Ukrinform, w polskiej wsi Przewodów w powiecie hrubieszowsk w województwie lubelskim, niedaleko granicy z Ukrainą, we wtorek w wyniku wybuchu rakiety zginęły dwie osoby. Do zdarzenia doszło około godziny 15:40 czasu lokalnego.
Prezydent RP Andrzej Duda powiedział w środę, że absolutnie nic nie wskazuje na to, by incydent w Przewodowie był celowym atakiem Rosji. Dodał, że najprawdopodobniej był to ukraiński pocisk przeciwlotniczy i był to wypadek.
av