"Skłamałam, że mam jedną protezę, a nie dwie"
Historia Wasyla Sztefko rozeszła się w marcu na całym świecie. Zaskoczył wszystkich idąc na wojnę z dwiema protezami: Pan Wasyl jest bez nóg od 2008 roku. Oczywiście przy tak szczególnych potrzebach wstąpienie do wojska jest trudne, wręcz niemożliwe. Próbował od 2014 roku, ale gdy tylko pojawiła się kwestia jego protez, dowódcy odmawiali przyjęcia Wasyla do swoich jednostek. Dlatego musiałem użyć fortelu.
KIEDY WYSYŁALI, STAŁEM Z TYŁU ZA WSZYSTKIMI, ABY KOMISJA NIC NIE WIDZIAŁA
Oczywiście rozpoczynając rozmowę cofamy się myślami do lutego 2022 roku. W tym czasie wszyscy mężczyźni na Ukrainie szturmowali komisariaty wojskowe, rozumiejąc, że trzeba stanąć w obronie Ojczyzny. Wśród nich był Wasyl Sztefko.
- Przyszedłem do naszego Komisariatu Wojskowego pierwszego dnia, 24 lutego. Ale faktem jest, że komisarz znał mnie dobrze jako żołnierza i nigdy by mnie nie powołał. Wiele razy podchodziłem do niego, mówiłem mu, że jestem dobry na nogach, że jest dobrym kierowcą, wytrzymałym i zmotywowanym. Ale codziennie otrzymywałem od niego odmowę, więc po prostu pomagałem tam, na miejscu, przy odbiorze i dostawie chłopców lub produktów, wody dla komisariatu wojskowego. I wtedy pewnego dnia podszedłem do dziewczyn i zacząłem je przekonywać: widzicie mnie, znacie mnie, nie chce mnie brać, to i nie weźmiecie mnie. Powiedziałem im, że mam jedną protezę, mogę z nią chodzić, jeździć, widzieć i strzelać. Krótko mówiąc, namówiłem je, abym znalazł się na liście ochotników.
Gdy już byliśmy w kolejce do wysłania, byłem za chłopcami, z tyłu, schyliłem się, ukryłem, żeby żołnierze mnie nie widzieli – od razu by zawrócił! A kiedy dotarłem do Mukaczewa z rodzinnego miasta, nie martwiłem się, bo nikt mnie tam nie znał. Obcy nie powiedzą, że różnię się od mężczyzn w moim wieku.
Było wtedy dużo ludzi. Poprosili tych, którzy wątpili, powiedzieli, opuście szereg - nikt nie odszedł. Wszyscy wiedzieli, dlaczego tu przybyli. Tak i pojechałem, mówi Wasyl Sztefko o swoim fortelu w celu dostania się do wojska.
Mężczyzna mówi, że prosił o służbę w Zakarpackiej 128 Górskiej Brygadzie Szturmowej. Do naszych. W ten sposób dostał się do pierwszego batalionu szturmowego. Już w mieście na froncie na zlecenie znalazł się w swoim oddziale. Przebywał tam sześć miesięcy, a teraz został przeniesiony do obwodu zakarpackiego, pracuje jako kierowca w jednej z jednostek wojskowych.
KIEDY WSZYSCY SPALI, ZDEJMOWAŁEM PROTEZY, ABY NOGI ODPOCZYWAŁY
Oczywiście każde oszustwo zostaje w pewnym momencie ujawnione. W przypadku Wasyla również doszło do ujawnienia. Będąc w jednostce, nie powiedział kierownictwu o swoich specjalnych potrzebach. Mówi, że spodziewał się kłopotów ze strony dowódcy, więc przez pierwsze tygodnie ukrywał protezy.
- Po raz pierwszy otrzymałem GAZ 66. Dla mnie to dość niewygodny samochód – jest wysoki. Więc mówię szefostwu, żeby to zmienić, trudno będzie mi się wspiąć i zeskoczyć. Co, pytają, kolano chore? Tak i mówię, kolano, kolano - Pan Wasyl wspomina typowy przypadek.
Ale protezy trzeba zdejmować - aby nogi mogły odpocząć. W tym celu wybierał określony moment.
- Było dość łatwo, bo spaliśmy bez rozbierania się na łóżkach. Było zimno, więc niektórzy nawet nie zdjęli butów. Przykryj się i śpij. Zrobiłem tak. Ale muszą moje nogi odpocząć od protez. Poczekałem więc, aż chłopaki obok mnie zasną i zaczną chrapać, a potem zdjąłem buty i protezy, przewróciłem się na bok i zasnąłem spokojnie. A rano wstawałem szybciej niż wszyscy, żeby mieć czas na założenie protez – mówi o specyfice swojej konspiracji pan Wasyl.
I nagle zaczyna się śmiać. Och, mówi, opowiem ci zabawny incydent.
- Pewnego ranka, kiedy się budzę, mój znajomy, człowiek ze Swalawy, podchodzi do mnie i mówi: „Cóż, przez ciebie wczoraj prawie nie miałem zawału serca!” Pytam, co się stało. Ale, mówi, budzę się w nocy i widzę, że twoje nogi leżą obok ciebie. A jednak wewnątrz i na zewnątrz było cicho, jakby nic nie wleciało do środka i nie było słychać żadnych eksplozji - a nogi są rozstawione! Widział więc moje protezy oddzielnie, bo kołdra w nocy się zsunęła. Przestraszył się, biedny człowiek! – śmieje się Wasyl Sztefko.
COMING OUT Z POWODU ZŁAMANIA ŚRUBKI
Pytam żołnierza, w jaki sposób został ostatecznie zdemaskowany i czy dowódca rzeczywiście był przez to ukarany
- Odkryto go gdzieś w trzecim tygodniu. Do tego czasu naprawiłem już mój samochód - dostałem ZIL 131, tam łatwiej się wspinać i trochę wysiadać. I jakoś widzę, że coś jest nie tak z moją prawą nogą. Spojrzałem na protezę, a tam śrubka pękła. Wkładam zarówno tam, jak i tutaj - gwint jest zerwany, nie mogę jej włożyć choć na siłę. Zadzwoniłem do mojego kumpla, żeby pomógł mi się dostać do kluczy, mówię, zabierz mnie do kanciapy, mam ze sobą narzędzia, zaraz to naprawię. Ale nie mogłem tego naprawić, potrzebny był łącznik, więc wysłałem swojego kumpla do Epicenterum (budowlany market), aby kupił ten łącznik do śruby. Pomyślałem, że przyniesie, nasmaruję, dokręcę - i nadal będzie działać.
Ale kumpel poszedł do dowódcy zapytać o Epicentrum, a ten zaczął pytać dlaczego. „No, śruba w protezie pękła u wujka Wasyla” – szczerze wyjaśnił powód. Dowódca podbiega do mnie: „Więc masz protezę?!” Mówię: „Dlaczego protezę? Dwie!" Potem krzyknął: oddaj broń, zdejmij kamizelkę, wsiadaj do samochodu i jedź do szpitala!
Znaleźli protetyka w szpitalu, obejrzał i wszystko mi naprawił. Cóż, pytają mnie, jakby, co zrobisz - czy pójdziesz do domu? Idę do domu, mówię im, pójdę do siebie: mój samochód nie jest tam dorobiony, jest dużo pracy. Puścili mnie, więc wyjechałem.
Następnego ranka był apel, jak zwykle wszyscy poszli na plac apelowy. Dowódca wskazał na mnie, powiedział wszystkim, że w naszych szeregach jest człowiek, który przyszedł walczyć z dwiema protezami. „Ja, mówi, zwątpiłem we wszystko, ale mamy nawet coś takiego” – mówił wtedy dowódca – wspomina Sztefko.
- Czy po tym zmieniło się nastawienie do ciebie — ze strony rówieśników, kierownictwa? - pytam wojskowych.
- No cóż, zostałem zwolniony ze służby. Chociaż przez trzy tygodnie wcześniej chodziłem jak wszyscy. I kontynuowałem bym, ale bezużyteczne było coś udowadniać. Powtarzali: jak udało ci się nas wszystkich oszukać? Ale, mówię, codziennie modliłam się do Boga, żebym nie został zdemaskowany i odesłany do domu. Bo w tym czasie nie wysiedziałbym w domu! Choć wiem, że nie pójdę na zwiad, nie będę w okopie – bo trudno będzie wskoczyć i wyskoczyć. Ale dali mi samochód - pojechałem. Mogę się przydać w wojsku. I chcę służyć, chronić Ojczyznę.
OJCIEC SWOJEGO CZASU TEŻ TRAFIŁ NA FRONT ZA POMOCĄ FORTELU
Warto zauważyć, że w historii rodziny Sztefków jest to już drugi przypadek, kiedy mężczyźni „podstępem” idą na wojnę. Kiedyś, podczas II wojny światowej, ojciec Wasyla Sztefki również zgłosił się na ochotnika na front, nieco oszukując na temat swojego wieku.
- W tym czasie mój ojciec miał zaledwie 15 lat, ale był wysoki. A ludzie nie mieli paszportów, żadnych dokumentów: jak powiedziałeś, tak i napisali. Tak go i zabrali do wojska – mówi Wasyl.
Zaznaczam, że ojciec Wasyla walczył wtedy razem z rosjanami, a teraz, jak się okazuje, jest już przeciwko nim.
- Tak to działa. rosjanie to paskudni ludzie. Wiedziałem o tym od dawna, bo spędziłem dużo czasu pracując w rosji, jak większość z obwodu zakarpackiego. Ale to, czego się o nich dowiedziałem podczas tej wojny, zaskoczyło nawet mnie.
Chociaż wiesz, ojciec opowiedział ciekawą historię ze swojej wojny. rosjanie walczyli wtedy tak, jak robią to teraz: nie oszczędzając własnych. Ojciec był w wojsku z ojcem chrzestnym swojego syna. I oto bitwa, oni nacierają, a niemiecki karabin maszynowy zabija każdego, kto idzie, kosi ich na pozycji. A nasi dowódcy gonią ich z tyłu, kto się odwróci zginie od naszych kul. A do tego, który kładzie się na ziemi i nie idzie do przodu, żeby nie dostać się pod ogień karabinu maszynowego, podchodzi rosyjski dowódca i mówi, żeby wstawał. A kto nie wstanie, zostaje zastrzelony na miejscu. Ojciec i ojciec chrzestny spojrzeli wtedy na siebie, i co robić: wstaniemy – karabin maszynowy nas skosi, jeśli nie wstaniemy – rosyjski dowódca zastrzeli. Znaleźli jedno wyjście: zastrzelić dowódcę. Tak też zrobili. Pozostali wtedy przy życiu, walczyli do zwycięstwa nad Niemcami, wrócili do domu z frontu, ożenili się, doczekali się dzieci.
W 2014 NIE ZOSTAŁY PRZYJĘTE DO „AJDARU”, BO POWIEDZIAŁ PRAWDĘ O PROTEZACH
Interesuję się u żołnierza, jakie są niuanse służby w wojsku z dwiema protezami.
- Już prawie zniknęły, bo protezę noszę od dawna, są jak moje własne nogi. Ale jest pewien reżim, który jest łatwy do naśladowania w domu, ale trudniejszy w wojsku. W domu pracowałam, a gdy poczułem zmęczenie nóg zdejmowałam protezy na dosłownie pół godziny, odpoczywałam i kontynuowałam pracę nad sobą. Ale tak nie jest w wojsku i wiedziałem o tym. Ale mimo wszystko chciałem wstąpić do Sił Zbrojnych. Chciałem tego od 14 roku życia. Pojechałem zobaczyć naszych ludzi w Szczęściu, znałem wielu ludzi z batalionu „Aidar”, bardzo chciałem ich zobaczyć. Prawie mnie już zabrali, ale potem odmówili, podoficer oddziału powiedział „nie”.
Ale wtedy mówiłem prawdę, a teraz kłamałem. Tak, celowo oszukałem dziewczyny z Komisariatu Wojskowego. I wiem, jakie były dla dziewczyn z tego tytułu konsekwencje . Ale dobrze, że była publikacja na temat 128 brygady, były moje przeprosiny do pracowników z naszego komitetu wojskowego. Wiem, że przeze mnie nie zastosowano wobec nich oficjalnych sankcji. Tak, rozumiem, że mój przykład zmotywował wielu do wstąpienia w szeregi Sił Zbrojnych. Bo naprawdę chciałem bronić mojej Ojczyzny! Widzisz, ta horda, która nas atakuje, nie ma ani sumienia, ani honoru. Musimy ich powstrzymać - zapewnił Wasyl Sztefko.
Mężczyzna mówi, że w wojsku wspierali go współmieszkańcy z Kusznicy z powiatu irszawskiego. Wasyl Sztefko przed wojną zajmował się wywozem i sortowaniem śmieci w Kusznicy, miał FOP i wypłacał pensje trzem pracownikom. Teraz ludzie pospieszyli i kupili „busa dla wujka Wasyla”. Jeździ tym autobusem nawet teraz. Kocha samochód jak kobietę – dba o niego, jak mówi, a ojciec nauczył go, żeby zawsze utrzymywać samochód w porządku, żeby jeździło dobrze.
- Fajnie też było, gdy dyrektor placówki w Kijowie dzwonił do mnie do oddziału, pracowałem tam na budowie, dostarczając beton na ciężarówce. To było bardzo miłe, że dzwonili, nie zapomnieli, wspierali - mówi żołnierz.
NIE MA PRZEPISU ZABRANIAJĄCEGO SŁUŻENIA OSOBOM Z PROTEZAMI
Proszę o opinię pana Wasyla, czy zmotywowani ludzie ze specjalnymi potrzebami mogą służyć w Siłach Zbrojnych.
- Nie mogę wypowiadać się za innych, tutaj każdy musi podejmować własne decyzje. Saszko z naszej kompanii wsparcia ogniowego został ranny amunicją kasetową. Śmierć od nich praktycznie się nie zdarza, ale jest wiele okaleczeń: odrywane są ręce i nogi. To go zraniło. Wiem, że obecnie przechodzi rehabilitację w Niemczech, zrobiono mu protezę, już stoi na nogach, ale nadal trenuje. Zadzwonił do mnie i powiedział, że wraca do wojska. „Są zdziwieni, powiedział przez telefon, ja im mówię, że mamy jednego wujka Wasyla, który służył - mając dwie protezy!”
Wasyl Sztefko uważa, że w takich przypadkach wszystko zależy od okoliczności, a także od ludzi – nie tylko od samego żołnierza, ale też od dowódcy kompanii, od kombatanta, bo to oni biorą za niego odpowiedzialność. Ale, mówi mężczyzna, jeśli znają tę osobę, ufają jej, widzą, że jest zmotywowany i może wykonywać swoją pracę, to dlaczego nie?
W przepisach nie ma takiego artykułu, który zabraniałby osobom z protezami służby wojskowej – mówi Wasyl Sztefko. Istnieje pojęcie „ograniczonej przydatności” - to znaczy, że osoba może służyć, ale bez obciążenia.
- Dowódca batalionu widział, że jeżdżę, że nie boję się pracy. Muszę wstać o czwartej rano, żeby jechać - więc jadę, muszę jechać o drugiej w nocy - też jadę. Wszyscy zastanawiali się, jak mogę jeździć ciężarówkami, jak ciężko jest naciskać pedały. Wyjaśnił, że protezy są jak własne nogi, z czasem uczysz się je kontrolować. No cóż, stopy nie uginają się jak na prawdziwych nogach - i dlatego łatwo idę pod górę po grzyby, ale trudniej zejść. Ale wszystko działa dobrze. Co więcej, protezy są inne — są zwykłe, są też droższe, bardziej funkcjonalne. Zaproponowali mi, że teraz je mogę otrzymć, ale dlaczego miałbym rabować mój kraj? Mam te protezy za 41 tys. hrywien, są dobre i mi odpowiadają, po co mam wydawać państwowe pieniądze i kupować protezę za 100 tys. - mężczyzna rozmyśla w stylu góralskim.
NIE NALEŻY SIĘ NAD SOBĄ UŻALAĆ
Interesuje mnie jeszcze jedna opinia Wasyla Sztefki na temat życia z protezami, bo po pół roku wojny na pełną skalę mamy wielu kalekich chłopców. Dla wielu jest to trauma psychologiczna, z którą trudno sobie poradzić. Pytam więc pana Wasyla, co by doradził takim ludziom.
- Wiesz, znałem takich ludzi jeszcze przed tą wielką wojną. Urazy są różnie postrzegane, zależy to od charakteru, od postawy osoby, od sytuacji życiowej, w jakiej się znajduje, od wsparcia bliskich i przyjaciół.
Kiedyś byłem w sanatorium z takimi samymi ludźmi jak ja, noszących protezy. Był wśród nas jeden żołnierz, stracił obie nogi w walce, poruszał się na wózku inwalidzkim. Wstajemy więc pewnego ranka na oddziale, wszyscy coś mówią, żartują, a on warczy: dlaczego jesteście tacy głośni, nie mogę przez was spać! I to wszystko. Reagowaliśmy na niego ze zrozumieniem, czasem nawet mu pomagałem, coś przyniosłem, pomogłem mu wjeżdżać i wyjeżdżać z pokoju na tym wózku inwalidzkim. I jakoś zobaczył moje protezy. "Nie wiedziałem, że ty też nie masz nóg?" Powiedziałem mu, żeby następnym razem pomyślał, kiedy krzyczeć na ludzi. Wyjaśniłem mu, człowieku nie rób z siebie bohatera - bo jeśli dalej będziesz się tak zachowywać, pozostaniesz sam i zły na cały świat. Potrafisz o siebie zadbać i nie potrzebujesz, żeby ktoś robił to za Ciebie. Ani twoja żona, ani twoje dzieci, ani twoi rodzice. Powinni mieć własne życie, nie powinieneś być dla nich ciężarem. Dbaj o siebie!
Był też inny mężczyzna, powiedziałem mu to samo. I powiedział do mnie: „Co? Dostaję dobre pieniądze, moja żona może na nie żyć!” Nie rozumiem tego. Jeśli potrzebujesz pokojówki, zatrudnij ją! Dlaczego kobieta, która cię kocha, miałaby cierpieć? - zastanawia się Wasyl Sztefko.
Nawiasem mówiąc, jest on teraz z drugą żoną. Poznał swoją obecną żonę, gdy Wasyl stracił nogi. Mają córkę Sofijkę. Mówi, że nie oszukał kobiety w swoim czasie jak oficera w komendzie uzupełnień - od razu opowiedział wszystko o protezach, tak jak jest.
MÓWIĘ MŁODYM CHŁOPAKOM, ŻEBY NIE BALI SIĘ IŚĆ DO WOJSKA
Teraz w głębokim tyłu Wasyl Sztefko mówi, że jest mu ciężko - z powodu kontrataku ginie wielu znanych mu chłopaków z batalionu.
- Poczynili spore postępy, ale przy takich stratach nie można z radością przyjąć tej wiadomości. Mamy wielu „trzystu”, są martwi. Wiem, że tam też zniszczyli wielu raszystów. Chłopaki przysyłają mi filmy: natknęli się na pozycje z dobrze przygotowanymi rosjanami - tacy około dwóch metrów wzrostu, w pełnym wyposażeniu, nie poddawali się... Walki były ciężkie, więc chłopaki są dumni, że ich pokonali, zlikwidowali ich wszystkich. Cieszę się z tego powodu, ale śmierć moich braci boli bardziej. Są to tacy młodzi faceci, tylko by żyć. To był nasz Serhyj, był takim zdrowym, silnym facetem, przychodził do mnie, kiedy jeszcze byłem w Zaporożu, żeby naprawić swój samochód. Och, wiedziałbym wtedy, że umrze w tym aucie - wsypałbym do niego trochę soli... - mówi z bólem.
Na tyłach Wasyl Sztefko również pracuje jako kierowca.
- Transportuję personel — na poligon, do ekspedycji. Czasami proszą o powiedzenie chłopcom czegoś motywującego. Wszyscy ludzie, wielu boi się iść na wojnę. I to jest normalne. Nie bójcie się tylko głupców, bo to jest wojna i straszna wojna! Kiedy faceci mnie widzą, wielu mówi: och, czytałem o tobie, słyszałem o tobie. Staram się ich uspokoić, mówię, że na wojnie nie ma strachu. Jest zadanie, trzeba je wykonać. Jeśli się boisz, nie będziesz w stanie tego zrobić, a jeśli będziesz przesadzał, umrzesz. Więc po prostu wykonuj swoją pracę. Ale nie musisz się bać, ponieważ wszyscy jesteśmy śmiertelni i nigdy nie wiesz, gdzie czeka cię śmierć. Ale teraz nadszedł czas, kiedy musimy bronić naszej Ojczyzny. W przeciwnym razie nie będziemy istnieć, wróg nas zniszczy. A pójście teraz do wojska nie jest nawet obowiązkiem, to wielki zaszczyt dla mężczyzn.
Tetiana Kogutycz, Użhorod
Zdjęcie: Serhyj Hudak