Atak na Saki - wojskowa genialność i haniebne błędy w obliczeniach
Prawdziwą euforię Ukraińców wywołały wybuchy na lotnisku wojskowym w krymskiej Nowofiedorówce, które wywołały panikę wśród okupantów i zakończyły „sezon plażowy” na półwyspie. A także następnego dnia doszło do wybuchu i pożaru w rosyjskim Jejsku, który znajduje się „naprzeciwko” Mariupola, na wschodnim brzegu Zatoki Taganroskiej na Morzu Azowskim. Stamtąd wróg planował sprowadzić broń i amunicję do portu Mariupol. Jejsk znajduje się też w odległości uniemożliwiającej uderzenia amunicją, której obecność w arsenałach Sił Zbrojnych jest oficjalnie potwierdzona.
Temat wojny ukraińsko-rosyjskiej, który od wielu miesięcy jest jednym z wiodących tematów, w ostatnim czasie z całkiem naturalnych powodów zaczął ustępować. Mówiąc obrazowo – temat wojny przeszedł z pierwszej kolumny do drugiej lub trzeciej. Jednak dziś na Ukrainie przebieg wydarzeń militarnych, politycznych i gospodarczych związanych z rosyjską agresją jest ponownie nowością nr 1 na łamach gazet i na stronach internetowych agencji informacyjnych.
Ukraińcy śmieją się, sojusznicy i obserwatorzy – oceniają
Wiceminister obrony Ukrainy Hanna Maliar otwarcie „trollowała” rosjan, nie pozostawiając zagranicznym mediom innego wyjścia, jak tylko zauważyć, że ukraińscy urzędnicy nie komentują tego incydentu, a rosjanie twierdzą, że był on spowodowany samodetonacją amunicji. Warto przytoczyć tekst i ton oświadczenia: „Ministerstwo Obrony Ukrainy nie może ustalić przyczyny pożaru, ale po raz kolejny przypomina o zasadach bezpieczeństwa przeciwpożarowego i zakazie palenia w nieokreślonych miejscach. Fakt pożaru może zostać wykorzystany przez państwo terrorystyczne w wojnie informacyjnej. Nie wykluczamy, że okupanci „przypadkowo” znajdą jakiś charakterystyczny „szewron”, „wizytówkę”, a nawet „DNA”.
Associated Press, największa amerykańska agencja informacyjna, informując o katastrofie na lotnisku Saki, zauważyła, że „władze rosyjskie próbowały umniejszać znaczenie eksplozji, twierdząc, że żaden hotel i plaże na półwyspie nie ucierpiały. Eksplozje, w których zginęła jedna osoba, a 13 zostało rannych, sprawiły, że spanikowani turyści uciekali, gdyż nad wybrzeżem unosiły się pióropusze dymu. W niektórych budynkach mieszkalnych wybijali oni okna i powodowali inne szkody”.
Turecka agencja informacyjna „Anadolu” przekazała oficjalne informacje ze źródeł rosyjskich bez komentowania ich, ale pod rzekomo neutralnym, ale wymownym nagłówkiem „Liczba ofiar eksplozji na anektowanym Krymie wzrosła do 14”.
A francuska gazeta „Le Figaro” cytuje prezydenta Ukrainy: „… Wojna rosji z Ukrainą i całą wolną Europą zaczęła się na Krymie i musi zakończyć się na Krymie, jego wyzwolenieem”.
Coś rakietą, a coś grupą dywersyjną...
Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW, „The Institute for the Study of War”), który analizuje informacje z otwartych źródeł, poinformował: „Kreml nie ma szczególnego powodu, by oskarżać Ukrainę o przeprowadzanie ataków… ponieważ takie ataki pokazałyby nieskuteczność rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej… Jednoczesne wybuchy w dwóch różnych obiektach prawdopodobnie wykluczają oficjalną rosyjską wersję przypadkowego pożaru, ale nie wykluczają ani sabotażu, ani uderzenia rakietą dalekiego zasięgu. Ukraina mogła zmodyfikować swoje pociski Neptun, aby trafiały w cele naziemne (tak jak zrobili to rosjanie z pociskami przeciwokrętowymi i przeciwlotniczymi), ale obecnie nie ma dowodów na poparcie tej hipotezy”.
Rzeczywiście, przekazane Ukrainie instalacje HIMARS strzelają rakietami, które zostały nam przekazane, czyli na odległość do 80 kilometrów. Informacja o przekazaniu nam pocisków ATACMS o zasięgu do 300 km nie dotarła jeszcze z żadnych oficjalnych źródeł.
Komentując wybuchy na Krymie, doradca szefa Kancelarii Prezydenta, Mychajło Podolak, na antenie rosyjskiego rzekomo „opozycyjnego” kanału telewizyjnego „Dożd”, kpił tak otwarcie jak pani Maliar, mówiąc, że ataki mogłyby być spowodowane „mechanizmami kompensacyjnymi nieefektywnego zarządzania w siłach zbrojnych federacji rosyjskiej”.
W tym miejscu warto zauważyć, że na tak oczywisty trolling w komentarzach może pozwolić sobie strona, która ma powody, by mieć pewność co do swoich mocnych stron i możliwości.
Co się odbyło i co się odbywa?
Ponieważ sytuacja militarna i polityczna zmienia się każdego dnia, cały obraz ginie za przepływem informacji, a obraz ten pokazuje utratę przez rosję nie tylko inicjatywy militarnej i dyplomatycznej, ale także jej zanurzenie w wirze przeczuć strategicznej klęski. Wszystkie osiągnięcia rosyjskich agresorów okazały się „propagandą”. Ich postęp na wschodzie Ukrainy, zdobycie Chersonia i Mariupola, zajęcie części ukraińskiego południa doprowadziły ostatecznie do metodycznego „mielenia” wojsk rosyjskich i utraty inicjatywy strategicznej. A najważniejsze jest to, że rosjanie nie mają alternatywy wojskowej.
Ukraina i jej sojusznicy z powodzeniem zastosowali taktykę, która jest mieszanką taktyki starożytnego rzymskiego dowódcy Kwintusa Fabiusza Maksimusa podczas wojny z Kartagińczykami na 200 lat przed narodzeniem Chrystus i słynna metoda gotowania żaby na wolnym ogniu. rosjanie tracą siłę roboczą, niszczy się ich sprzęt, odcinane są dostawy, czyli coraz bardziej angażują się w wojnę pozycyjną, do której nie byli nawet bliscy przygotowań, licząc na blitzkrieg. A to prowadzi wroga do wyczerpania nieodnawialnych zasobów, osłabienia gospodarki, zniszczenia armii osobowej, którą zastępują niewyszkoleni. Polityka sankcji i dyplomatyczna izolacja rosji skłaniają ją do szukania sojuszników wśród najbardziej odrażających reżimów świata,
Po niepowodzeniu lutowej „fazy blitzkriegu”, przymusowej ucieczce z obwodu kijowskiego, obwodu czernihowskiego, obwodu sumskiego, po przegranej bitwie o Charków, rosja ugrzęzła w maszynce do mięsa wojny i powoli staje się jak geopolityczne mięso mielone. Początkowo, w drugiej fazie, istniał niezrealizowany plan „odbicia całego terytorium ŁDRL, czemu towarzyszyły także kolosalne straty. W trzeciej fazie powtarza się to na południu.
Czy Krym to lotniskowiec, którego nie da się zatopić? A Siły Zbrojne - mogą!
Nie dając się rozpraszać zgadywaniem, co dokładnie wydarzyło się w rosyjskiej bazie lotniczej – pierwsze użycie amerykańskiej amunicji dalekiego zasięgu, uderzenie zmodernizowanym ukraińskim pociskiem, trafienie drona czy udany sabotaż – możemy stwierdzić, że oznacza to przejście wojny na nowy etap jakościowy. Przede wszystkim Ukraina pokazała, że na wszystkich okupowanych przez rosjan terytoriach nie ma dla nas miejsc niedostępnych. A jeśli zniszczenie przeciętnego magazynu z amunicją w ostatnich tygodniach jest rutynową wiadomością, to zniszczenie głównej bazy lotniczej na anektowanym Krymie ma poważny psychologiczny wpływ na agresora.
W rezultacie. Rosjanie uważają Krym za lotniskowiec, którego nie można zatopić. Wraz z zatonięciem krążownika „Moskwa” wodna część tego mitu opadła na dno. Wraz z wybuchami w Nowofiedorówce, wraz z dziesiątkami samolotów i helikopterów, w zadymionym powietrzu rozpłynęła się również bajka o niedostępności komponentu lotniczego. Dlatego rosyjscy propagandyści muszą wymyślać wersje o „samo-detonacji”. Ważną kwestią jest to, że wywołało to panikę wśród rosyjskich plażowiczów. Daleko od ich zrozumienia i uwagi, tzw operacja specjalna okazała się prawdziwą wojną, w której ludzie giną, sprzęt jest niszczony, a okna i drzwi w pobliskich budynkach mieszkalnych są wysadzane. Ale najważniejsze jest to, że wszystko to się dzieje z tobą. Kilometrowe korki z samochodami uciekających wczasowiczów nie mogą być obalone przez żadną kremlowską propagandę. Wojna wraca tam, skąd przyszła.
Ale oprócz ważnego ciosu psychologicznego, zniszczenie rosyjskiej bazy lotniczej na Krymie ma również bardzo ważne znaczenie militarne: lotnisko to było wykorzystywane do ataków lotniczych na pozycje Sił Zbrojnych walczących o wyzwolenie obwodu chersońskiego. Lot trwał do 5 minut. Wiadomo też, że w zniszczonej bazie lotniczej szkolono pilotów dla rosyjskiego lotnictwa - to ponad półtora setki pilotów i techników - niewykluczone, że znaleźli się wśród zabitych żołnierzy.
Nacisnąć, ścisnąć, wygrać
I jeszcze to była genialna – nie bójmy się tego słowa - skomplikowana operacja Sił Zbrojnych. Składała się z następujących etapów:
Aż 15 rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej zostało zniszczonych przez celne ataki Sił Zbrojnych, które po raz pierwszy użyły amerykańskich pocisków radarowych.
W celu przywrócenia ochrony swojej grupie na prawym brzegu Dniepru w obwodzie chersońskim rosjanie zostali zmuszeni do przeniesienia swoich kompleksów przeciwlotniczych z Krymu i z południa regionu, odsłaniając obronę swoich lotnisk i baz
Umożliwiło to Siłom Zbrojnym wyrządzenie szkód wszystkim wcześniej wymienionym obiektom.
Kraje zachodnie - sojusznicy Ukrainy, którzy zjednoczyli się w Ramstein - wspólną platformą dostarczania Ukrainie niezbędnych materiałów wojskowych - stopniowo, ale systematycznie zwiększają zarówno wysokość pomocy, jak i jej zawartość jakościową i ilościową. Kraje, które nam pomagają, wielokrotnie stwierdzały, że w ich dostawach broni rakietowej nie ma takiej amunicji, która pozwala na uderzenie z dużej odległości. Ukraina podkreśliła też, że będzie przestrzegać umów o niewykorzystywaniu dostarczonego sprzętu i amunicji przeciwko celom na terytorium Rosji. Jednocześnie nikt nigdy nie zadeklarował, że Ukraina nie ma prawa używać podczas wojny sprzętu i amunicji własnej produkcji, gdzie i kiedy uzna to za konieczne.
Wydaje się, że „samodetonacja” na rosyjskim lotnisku wojskowym na okupowanym Krymie – nieodłącznej części suwerennej Ukrainy – jest właśnie takim przypadkiem, pierwszym z następujących w trakcie naszej wojny wyzwoleńczej.
Dmytro Reszko, Kijów