Wyzwolona społeczność obwodu chersońskiego: sklejone ule i zranione dusze

publikacja

Okupację przetrwało wszystkie 12 miejscowości gminy Kaliniw, istniała tu „zero” i „szara strefa”.

Około 500 domów zostało zniszczonych w wyniku działań wojennych, a 700 zostało uszkodzonych, 168 kolejnych domów uznano za awaryjne z powodu poderwania przez Rosjan elektrowni Kachowskiej. Wieś Bobrowy Kut nazywana jest standardem renowacji, a w Malii Seidemenus „żyje” zaledwie 12 dworów. Dwie wsie gminy – Suchy Stawok i Andrijwka – zostały zmiecione z powierzchni ziemi.

Korespondent Ukrinform odwiedził gminę i zobaczył, jak wyżywają cywile, którzy przeszli przez piekło, a teraz mimo wszystko odbudowują swoje życie – wśród min i ruin.

BOBROWY KUT: „WRÓCIŁEM, BO TU JEST DOM DZIADKA”

Poodjeżdżamy od obwodu mikołajowskiego, a pierwszą miejscowością gminy Kalinowskiej jest Bobrowy Kut (zwany także Bekutem). W Wikipedii można przeczytać, że jest to dawna kolonia niemiecko-żydowska. Uznaje się, że wieś jest wzorowa pod względem ożywienia gospodarczego. Nawiasem mówiąc, obwód dniepropietrowski pracował tutaj w ramach programu „Plicz -o-plicz”.

Burmistrz powiatu bobrowieckiego Lubow Krawiec twierdzi, że w skład powiatu wchodzą dwie wsie – Zapowit i właśnie Bobrowy Kut. Na terenie powiatu mieszkają 283 osoby, w tym 71 dzieci i 64 emerytów. Krawiec twierdzi, że w siłach zbrojnych służy obecnie ponad 20 miejscowych mężczyzn. Przed wojną mieszkało tu 400 osób, 96 z nich wojnę przeżyło na miejscu. Pięć osób zginęło podczas ostrzału. Wsie powiatu przez rok nie miały prądu.

W Bobrowym Kucie rzeczywiście jest wiele domów z nowymi dachami. Idziemy ulicą z panią Lubą, ona opowiada o objeździe. Tutaj jest dom, w którym mieszka rodzina z szóstką dzieci, a dalej jest dom rolnika Hennadija Jakymczuka. Spotykamy go samego. Mężczyzna twierdzi, że wraz z rodziną opuszczał wieś, a okupanci doszczętnie splądrowali jego dom: nie pogardzili meblami, sprzętem AGD czy bojlerem, a nawet wyciągnęli gniazdka. Dach jego domu pokryli także budowniczowie z Dniepru, a rolnik sam postawił okna. Wracając do wsi, Hennadij natychmiast zabrał się do pracy: zasiał pszenicę i słoneczniki. Cały jego sprzęt został zepsuty, ale go odrestaurował.

Rolnik w z żoną, dom został odrestaurowany i burmistrz wsi

– Na początku oczyściliśmy z min pola, spaliliśmy pozostałą na nich pszenicę – mówi rolnik.

Mówi, że wrócił, bo to dom jego dziadka, w którym się wychował, jego ziemia rodzinna.

- Dom matki został spalony. Należy do mojego brata, mieszka w Chersoniu i chce go odbudować – dodaje.

W pobliżu domu rolnika są ule, ale pszczół nie słychać: zniknęły w czasie okupacji.

W Bobrowym Kucie w ramach programu „Plicz -o-plicz” odrestaurowano 81 domów, w remoncie 27 pomogła organizacja charytatywna „Solidarność”. Pani Lubow mówi, że budowniczowie z Dniepropietrowska pracowali szybko i sprawnie, odrestaurowano nie tylko dachy, ale i elewacje pół setki domów.

- „Plicz-o-plicz” odbudowują, przychodzi komisja z „Solidarności”, która: ogląda domy, widzi, co trzeba wymienić, rozdziela środki. Wtedy osoba sama zatrudnia ekipę i zgłasza się z czekami – mówi naczelnik.

Pani Łuba twierdzi, że wynajęcie ekipy do pokrycia dachu będzie kosztować ok. 20 tys. hrywien. Wyjaśnia, że ​​obecnie w ramach programów remontowane są tylko te domy, w których mieszkają ludzie.

TERAZ WIEŚ ŻYJE

„Bobrowy Kut” był okupowany przez osiem miesięcy. Pani Lubow opowiada, że ​​Rosjanie porwali i torturowali jej męża.

– Ze wszystkich „grzechów” – że jestem burmistrzem, a moi dwaj siostrzeńcy służyli w Siłach Zbrojnych. I chcieli, żeby mężczyzna przyznał się, że przekazaliśmy informację ukraińskiemu wojsku. Kobieta twierdzi, że czterech kolejnych mężczyzn z wioski zabrano „do dołu”, a następnie wypuszczono.

Dodaje, że los jednego z mieszkańców wsi jest nieznany: w czasie okupacji Rosjanie dotkliwie go pobili, w wyniku czego zniknął.

Szkoła

- Rosjanie przyszli do mieszkańców tego podwórza i zastrzelili 200-kilogramowego prosiaka. „W zamian rzucono sześć puszek „mięsnych”, prosię załadowano na przyczepę i wywieziono. Jeśli Rosjanie chcieli kurczaków, łapali kurczaki, jeśli chcieli gęsi, to łapali je – mówi starzec.

Pani Lubow mówi, że najeźdźcy nie mieli czasu na zaminowanie tej wioski. Tego nie można powiedzieć o brzegu Ingulca od strony Bekutu – nie warto tu łowić. I choć tu pola i stepy nie są tak niebezpieczne jak w sąsiednich gminach, to i tu ludzie wysadzają się.

Teraz wieś żyje: na rowerze jedzie nastolatka, a w jej stronę zmierza trzech chłopców w wieku 10-12 lat w kamuflażu z zabawkowymi maszynami. Mówią, że starsi uczniowie uczą się online, a nauczyciele starają się pracować twarzą w twarz z młodszymi uczniami. Staż gwarantuje, że wszyscy potrzebujący otrzymają gadżety do nauki.

Na ulicy spotykamy mężczyznę. Zostajemy znajomymi - to jest Pan Ołeksandr. Mówi się, że jest na emeryturze, więc robi wszystko sam: poi byki i jałówkę, ma też krowę, która pasie się w pobliżu. Odbudowano także jego dom. Pan Ołeksandr z dumą opowiada o swoim synu, który służy w Siłach Zbrojnych i żartuje z realiów swojego życia.

Wcześniej na wsi żyło się tak: ludzie mieli działki, hodowlę zwierząt, szli do pracy.

– Przed wojną mieliśmy około 150 krów, teraz – 30. W czasie okupacji oddawano zwierzęta za prawie za darmo – pięć tysięcy za pięć, żeby chociaż coś dostać – zauważa pani Lubow.

POZOSTAJĄ PROBLEMY Z DOSTAWĄ WODY I OŚWIETLENIEM

Burmistrz pokazuje most, który został odrestaurowany w 2023 roku: z Bobrowego Kuta można dojechać do sąsiedniej wsi Zapowit.

Maksym Kożemiaka

Szef administracji wojskowej wsi Kaliniw Maksym Kożemiaka   powiedział, że podczas kolejnej edycji „Plicz-o-plicz” we wsi planowano wyremontować jeden z budynków i utworzyć w nim ośrodek geriatryczny. Mężczyzna dodaje jednak, że mówimy o budynku z XIX wieku, który został wpisany na listę obiektów dziedzictwa kulturowego i można go jedynie odrestaurować. Zatem jeszcze kilka lat opóźnienia i nie będzie już czego ratować – mówi.

Budynek centrum geriatrycznego

Kwestia zaopatrzenia w wodę jest bolesna zarówno dla Bobrowego Kuta, jak i Kalinowskiego. Jedna osada ma 30 km rurociągu. Oczywiste jest, że nie jest to duże miasto, więc nie można znaleźć środków na przywrócenie systemu z „a” do „z”. Władze wojskowe wsi rozważają jednak projekt renowacji jednej ze studni, aby częściowo pokryć zapotrzebowanie społeczności w wodę pitną. Mówią, że bardzo konieczne jest prowadzenie badań geologicznych, aby nie wyrzucać pieniędzy w błoto. W Bobrowym Kucie proszą o wykonanie studni dla 15 domów, w których nie ma wody. Mieszkańcy mówią też, że należy przywrócić oświetlenie uliczne. Wszystko zależy od funduszy.

Miejscowi dwa razy w miesiącu otrzymują pomoc humanitarną: paczki żywnościowe od fundacji charytatywnej „Leleka” oraz ze światowego programu żywnościowego ONZ Adra. W tym roku wydano paczki z nasionami warzyw, organizacje międzynarodowe wspomogły także pieniędzmi dla hodowców zwierząt gospodarskich – na paszę. Ale żeby kupić tę krowę, potrzebne są pieniądze.

MAŁA SEJDEMENUCHA: CZY RAJ JEST W PIEKLE

Mała Sejdemenucha zachwyca teraz ciszą. Wieś była pod okupacją, a potem znalazła się w samym piekle – w „zero”.

Czasami obok przejeżdża samochód, ulicami chodzą gęsi, słychać gdzieś krowę, ale ludzi prawie nie ma.

Natalia Murawczuk

- Wolontariuszka Tata Kepler pomagała przykrywać domy, opłacała pracę i materiały. Odrestaurowano 12 budynków – ktoś ma dom, ktoś ma kuchnię – mówi Natalia Murawczuk, wójt Starostwa Blagodatowskiego i dodaje, że obecnie ludzie mieszkają tylko na tych 12 podwórkach.

Reszta domów jest całkowicie zrujnowana lub właściciele nie wracają. Wszystko porosło trawą i chwastami, gdzieś widać kwiaty – dowód, że kiedyś dbano tu o piękno. Słychać pukanie na podwórzu - ale to tylko wiatr igrający kawałkami blachy.

Pani Larisa zabiera mnie na swoje podwórko, a właściwie na to, co z niego zostało po uderzeniu „Huraganu”. Ona i jej mąż przeżyli wiele ostrzałów, po czym wyjechali do Kijowa, gdzie zamieszkali z dziećmi. Potem mężczyzna zmarł, a kobieta, zabierając jego prochy, wróciła do Ojczyzny. Tu mieszka z przyjaciółmi, tu czuje się potrzebna, tu jest dla niej najlepiej. W wieku 66 lat nie wie jeszcze, co robić dalej.

- Utrzymywali się z gospodarstwa, hodowali po cztery krowy, hodowali byki, zasadzali ogródki. Kiedy zburzono nasz dom, odwiązaliśmy bydło. Już gdy wróciłam, widziałam moją żółto-cętkowaną Milkę leżącą pod Kalinowskim, gdzie były rozstępy, a gdzie była jasnowłosa Janka, nie wiem. A gdzie są tłuste jałówki – nie wiadomo, prawdopodobnie gdzieś na polach – mówi pani Larisa.

Oprowadza mnie po wsi, pokazuje ten czy inny zniszczony dom i komentuje, kto gdzie mieszkał, jak ludzie zarabiali, żeby ten dom był wygodny na starość, jak dzieci i wnuki przyjeżdżały na wieś latem. Pani Larisa mieszkała tu ponad 40 lat.

– Czasem się śmiejesz, czasem się wygłupiasz, ale nic nie dostajesz w zamian… Całe życie, które było przed 2022 rokiem – przepadło – mówi.

W czasie okupacji wieś zajmowali „DRL owcy”. Tutaj była ich siedziba, sala tortur. Pani Larisa dzieli się: okupanci wyjaśnili jej, że przyjechali „by chronić”, „aby Amerykanie nie dostali jej ziemi”.

OPUŚCIŁA WIEŚ JAKO JEDNA Z OSTATNICH

Natalia Murawczuk zastąpiła na stanowisku szefa okręgu Wiktora Jacenkę, który zginął podczas ostrzału latem 2022 roku. A do 24 lutego 2022 roku wraz z mężem zajmowała się rolnictwem i prowadziła sklep.

Pani Natalia była szczęśliwa, że ​​jej mężowi (byłemu policjantowi) i 15-letniemu synowi (sportowcowi) udało się wydostać z okupacji. Jako jedna z ostatnich opuściła wioskę w czasie aktywnych działań wojennych i wróciła po 10 dniach – jako jedna z pierwszych. Pod ostrzałem wychodzili ze wsi, a 92-letniego ojca wywożono na taczce.

Rozmawiamy z kobietą – ona płacze i śmieje się jednocześnie. Płacz, wspomnienie okupacji, ostrzału, jak wokół płonęły domy. Tęskni za synem, który od dwóch lat mieszka w niemieckiej rodzinie, ale uśmiecha się, gdy opowiada o jego sukcesach.

Jej dom jest otoczony ceglanym płotem. Wchodząc na podwórko, jest się jak w oazie: są kwiaty, winogrona, śpiewają szpaki, słychać brzęczenie pszczół w ulach. Nawet nie zwraca się od razu uwagi na garaż, który został zniszczony przez ostrzał. Gdzieś pasą się owce (te trzymane przed okupacją zniknęły). Właściciel Petro trochę utyka, ma protezę: mężczyzna wysadził się w powietrze na minie. Mówi, że najlepszym psychologiem dla niego jest jego rodzina: dwóch synów, z których najstarszy jest w Siłach Zbrojnych, oraz jego żona.

Pokazuje sklejone ule, które zostały zmiażdżone po ostrzelaniu - złożył je jak "Lego". Obecnie ma 31 rodzin pszczelich.

– Pszczoły źle zimowały, karmy jest za mało, bo uli nie można nigdzie wywieźć, a nie ma nawet czym je wywieźć – zepsuty jest samochód – ubolewa.

Pytanie, dokąd wywieźć, jest bardzo trudne, ponieważ zaminowano pola, lasy, plantacje i wybrzeże Ingulets. Jednak pan Petro uparcie kontynuuje swoją pracę z pszczołami, wyszukując w Internecie nowe rzeczy, aby się nimi zaopiekować.

Petro

Na podwórku są koty, one też przeżyły ostrzał i kontuzje, a pies Alabai zdechł.

Petro opowiada, że ​​Tata Kepler i miejscowy rolnik Ołeksandr Kyryczyszyn bardzo pomogli wsi – dzięki jego gospodarstwie ludzie przetrwali w najtrudniejszych czasach. Pani Natalia dodaje: „Są tacy, co zajmują się ziemią, a ten rolnik też zajmuje się ludźmi”.

„CHCĘ DO SUCHEGO STAWU, ALE NIE MOŻESZ ODZYSKAĆ TEGO, CO BYŁO”

W starostwie jest pięć wiosek. Dwie z nich – Suchy Stawok i Andrijwka – zostały całkowicie zniszczone.

- Suchy Stawok to wieś na stepie, były tam duże rodziny, ludzie żyli bardzo przyjaźnie. Nawet gdyby ktoś chciał wrócić - gdzie mieszkać? Nawet gdyby ktoś chciał kupić dom - nie ma gdzie, wszystko jest zepsute. Mamy osobę, która mówi: „Chcę jechać do Suchego Stawu, ale nie zwrócisz tego, co się stało”. Wszyscy staliśmy się inni – mówi starosta powiatu.

A jednak, gdy ludzie wracają, starostwo stara się także o to, aby dla nich przywrócono programy przywrócenia mieszkań. Błagodatiwka to największa wieś Starostwa, która została odrestaurowana w ramach różnych programów.

- Szkoda, że ​​nie podejmują się renowacji domów, w których nie mieszkają ludzie. A dokąd mają wrócić, jeśli nie ma gdzie mieszkać? Zamknięty krąg. Dobrze, jeśli są tacy, którzy mogą się schronić... Kiedyś hodowaliśmy bydło, dawaliśmy mleko, a teraz? Nawet tam, gdzie miny zostały usunięte, krok w lewo i w prawo... – zauważa pani Natalia.

Infrastruktura tutaj jest zniszczona. W Starostwie zainstalowano mobilny FAP.

BEZ „ROSYJSKIEGO MIRU”

Sam ojciec Wiktor pochodzi z Antoniwki - przedmieścia Chersoniu. Tymczasowo pełni obowiązki opata w kościele kalinowskim. Z woli wiernych świątynia przeszła pod kontrolę Cerkwi Prawosławnej Ukrainy.

Ojciec Wiktor

Ksiądz mówi, że ludzie przychodzą nie tylko na nabożeństwo: trzeba z kimś porozmawiać, porozmawiać o przeżyciach, zwłaszcza o okropnościach okupacji.

W pobliżu kościoła część płotu zamieniono w pomnik współmieszkańców, którzy zginęli w czasie okupacji od marca do listopada 2022 r. Znajduje się tam tablica pamiątkowa oraz pozostałości rakiety ze „Smercza”. Dużo takich rakiet spadło tutaj. Autorem pomnika jest artysta, kierownik świątyni Dmytro Kwiecko. Mężczyzna przeżył okupację i zmarł w wieku 67 lat.

Z Kalinowskiego przechodzimy przez most do Krasnolubiecka.

Według Maksyma Kożemjaki, przewodniczącego Kałyniwskiej SWA, planowana jest zmiana nazwy tej wsi na „Kochaniwka”. W Punkcie Niezłomności, który mieści się w zwykłym wiejskim domu, wita nas jego kierowniczka Jewgienija Franasiuk. To właśnie tego dnia otwarto tu pralnię społeczną, której wsparła fundacja charytatywna „Wolonter”. Rano z usług pralni skorzystało już dziesięć osób, dwie pralki i suszarka pracują na pełnych obrotach.

Jewgienija Franasiuk

W Punkcie Niezłomności prowadzone są różnorodne zajęcia dla dzieci i dostarczana jest tu pomoc humanitarna.

– „Lekarze bez Granic” udzielają ogromnej pomocy, przychodzi do nich 30-40 osób. W Kaliniwsku do lekarza jeszcze daleka droga, ale tutaj przyjmowani są na miejscu. Przychodzą psychologowie, prawnicy - wyjaśnia pani Jewgienija.

We wsi przebywa obecnie 240 osób, w tym 37 to dzieci. Jest także 25 osób wewnętrznie przesiedlonych, w tym mieszkańcy Chersonia i Berisławia. Osiedlano ich w domach, z których wyjechali miejscowi – właścicielom nie przeszkadzało to.

W Punkcie Niezłomności spotkaliśmy panią Tatianę, która opuściła Nowoberysław. Kobieta spokojnie opowiada o zepsutym domu w rodzinnej wsi, mówi, że domu jej rodziców w Berysławiu już nie ma.

- Przyszliśmy boso. Nie wiem, czy wrócimy, czy nie. Dzwonili tam, mówią, że „Gradam” ich biją – mówi pani Tatiana.

Kobieta jest wdzięczna, że ​​zostali tu przyjęci i pomogli się osiedlić.

- We wsi ludzie trzymają krowy, zbierają mleko. Cena wzrosła: kiedyś było 9 hrywien za litr, teraz będzie 12 hrywien – mówi pani Jewgienija.

Hoduje się tu kozy, świnie i kury. Wspomagały także zagraniczne organizacje charytatywne, przekazując środki na paszę dla zwierząt.

– Ludzie nie są przeciwni hodowli drobiu i świń, bardziej się na nie przerzucili, bo bydło potrzebują siana i pastwisk – mówi pani Jewgienija. Problem dotyczy wszystkich terytoriów zaminowanych.

Stacja Kalinidorf

Następnie udajemy się do stacji Kalinidorf (proponuje się powrót nazwy Sejdemenucha).

Maksym Kożemiaka mówi, że droga do stacji, te sześć kilometrów od wsi, to była „szara strefa”, to miejscowa ludność próbowała wydostać się z okupacji. Nasi stali na stacji i ostrzeliwali Rosjan artylerią pod osłoną ogromnego hangaru. W odpowiedzi Rosjanie wystrzelili rakiety.

Kalinindorf to kompletna ruina. Na jednym z okien stacji widnieje napis „kopalnie”. Jednak dziś stacja opowiada o tym, że życie wraca. Przecież miejscowi mogą teraz stąd dojechać koleją podmiejską do Mikołajowa czy Sniguriwki. Mówią, że niektórzy chodzą do dentysty, inni do notariusza, a dziewczyny też chodzą do salonu kosmetycznego.

WYKRYWACZE METALI I AUKCJA

Na terenie całej gminy rozmieszczone są taśmy i tablice ostrzegające o niebezpieczeństwie związanym z minami. Wybrzeże Ingulec jest niebezpieczne, ponieważ miny znajdują się zarówno w wodzie, jak i na brzegu. Miejscowi mówią, że wydobycie odbywa się w trzech etapach. Pola, plantacje, lasy – ludzie ze smutkiem wspominają, jak kiedyś doradzano im, aby rozwijali tu zieloną turystykę. To samo dotyczy nawadniania: obecnie nie ma dostępu do wody.

Rozminowywaniem zajmują się pracownicy Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych

i wojska. Według szefa SVA rozminowano już około 6 000 z 19 000 hektarów gruntów rolnych.

Miejscowi bardzo cenią tych, którzy oczyszczają terytoria.

- Znaleziono rosyjską krótkofalówkę z lat 50-tych ubiegłego wieku - ciężką. Chcieli dać ją wojsku, ale powiedzieli, że jej nie potrzebują. Potem postanowili sprzedać na aukcji. Wszystko się udało, za otrzymane pieniądze kupiono dla wojskowych saperów dwa wykrywacze metali – mówi Maksym Kożemiaka.

A podczas rozminowywania odnajduje się ciała zmarłych.

- Wygląda na to, że Rosjanie zagospodarowali to terytorium jako poligon. Nie założono żadnych min, które uczyniłyby teren nieprzejezdnym. Rozumieli, że ofiarami będą głównie cywile. I rozstępy, i OZM-72, który był nadal używany w Afganistanie, i miny zdalnej detonacji, które zostały zrzucone z pocisku „Smerch”, „płatki” i inne, wszystko, co prawdopodobnie mieli w sobie ich arsenał”- mówi szef SVA.

SZKOŁA: OPCJE TRUDNE I BARDZO TRUDNE

Zdaniem Maksyma Kożemiaki, była pierwsza fala powrotu do gminy, obecnie następuje odpływ. Ludzie szukają pracy i miejsca, w którym dzieci mogłyby uczyć się w szkołach stacjonarnych.

Na terenie gminy Kalinowskiej istniały trzy szkoły: główna i dwie filie. Oddział w Błagodatywce został całkowicie zniszczony. W szkole Kalinowskiej zniszczeniu uległ budynek, w którym mieściła się stołówka i magazyn antyradiacyjny.

Zdaniem dyrektora optymalne byłoby wznowienie edukacji w Bobrowym Kucie. Znajdujący się tam budynek nie został uszkodzony przez ostrzał i chociaż nie ma tam magazynu, można go zbudować. Jednak po eksplozji Kachowskiej elektrowni pojawiły się problemy: w wyniku powodzi na szkole pojawiły się pęknięcia. Teraz „latarnie” obserwują, aby zrozumieć, co dalej robić.

Zdaniem szefa administracji wojskowej osady w Kaliniwsku, wysyłanie dzieci na naukę do innych gmin jest nierealne.

- Dziś jest trudna i bardzo trudna opcja ze szkołami. Trudna – w Bobrowym Kucie i bardzo trudna w Kaliniwskim. Obecnie w społeczności jest 208 dzieci w wieku szkolnym, które powinny mieć możliwość nauki offline – mówi.

Generalnie, aby przywrócić życie społeczności, władze lokalne zmuszone są w wielu kwestiach wybierać pomiędzy „trudnymi” a „bardzo trudnymi”.

Iryna Staroselec

Zdjęcie autorki