Szwajcarscy filantropi: Ukraina ma dość ubrań i żywności, teraz potrzebne są drony
Małżeństwo Prieve z Zurychu od pierwszych dni wojny założyło organizację wolontariacką i zbiera pomoc dla Ukrainy
Spotkaliśmy się z Ksenią i Thorstenem Priewe w Użhorodzie: para odpowiedziała na zbiórkę Ukrinformu dla Czarnych Zaporożców i przywiozła na Ukrainę trzy „mawiki” dla armii. Obecnie chłopcy otrzymali już drony przez Nową Pocztę i wykorzystują ich na froncie wschodnim.
A Ukrinform zapytał dobroczyńców, jak wygląda wolontariat na rzecz Ukrainy w Szwajcarii. Czy łatwo jest teraz gromadzić datki i co robią Szwajcarzy, znani z neutralnego stanowiska wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej? A także - jakie perypetie przeżywają małe organizacje wolontariackie na granicy, przywożące pomoc na Ukrainę i co może pomóc zmienić tę sytuację.
PREZENT ŚWIĄTECZNY
Przed Nowym Rokiem Ukrinform napisał o wspaniałej historii bożonarodzeniowej, która przydarzyła się naszemu spotkaniu dla „Czarnego Zaporożca”. Przypomnijmy: na początku grudnia agencja ogłosiła zakup trzech dronów Mavic-3 dla 72 samodzielnej brygady mobilnej „Czarny Zaporożec”. Odpowiedzieli mu Ksenia i Torsten Prieve, założyciele organizacji wolontariackiej „Ukrainehilfe” (Pomoc Ukrainie).
- Na stronie agencji zobaczyliśmy informację o zbiórce dla Ukrinformu. Właśnie w tym czasie prywatnie zgłosił się do nas mężczyzna, który na Święta Bożego Narodzenia postanowił przekazać znaczną kwotę, ponad 10 tysięcy euro, nie po to, by wydać ją na rodzinę, ale przekazać ją na pomoc Ukrainie. W ubiegłym roku również przekazał darowiznę, za którą kupiliśmy generatory, których potrzeba powstała w związku z atakami rakietowymi na ukraiński system energetyczny. W tym roku część środków trafiła także do generatorów, a resztę kupiliśmy drony i sprowadziliśmy na Ukrainę. Rozumiemy, że wojna przekształciła się teraz w wojnę z dronami, a wojsko bardzo ich potrzebuje. Na Ukrainie termicznej odzieży, odzieży czy żywności nie brakuje, ale potrzebna jest pomoc z dronami – mówi Ksenia Prieve.
PRZEZ PIERWSZE DNI PŁAKAŁA, POTEM POSZŁA DO SĄSIADÓW PO POMOC
Według Kseni wraz z mężem założyła organizację charytatywną „Ukrainehilfe” pod koniec lutego 2022 r., zaledwie kilka dni po rozpoczęciu przez Rosję wojny na pełną skalę z Ukrainą.
- Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przez kilka dni po prostu płakałem. I wtedy zdałam sobie sprawę, że albo coś zrobię i pomogę, albo po prostu zwariuję. Dlatego poszedłem do naszych sąsiadów, zadzwoniłem do drzwi i zapytałem: co moglibyście przekazać Ukrainie? Dzięki temu w ciągu kilku dni zebraliśmy pierwszą partię pomocy humanitarnej i przewieźliśmy ją na granicę Ukrainy ze Słowacją.
Ksenia mówi, że wtedy łatwo było zbierać pomoc.
- Było inne podejście do wojny, inna wrażliwość - dosłownie od razu po założeniu "Ukrainehilfe" zaczęliśmy przesyłać pieniądze na konto charytatywne. Byliśmy jednymi z pierwszych, jeśli nie pierwszymi w Szwajcarii, którzy pomogli Ukrainie. W naszych pojazdach przewoziliśmy odzież i środki higieniczne dla uchodźców. Potrzebne to było ludziom, którzy uciekli i zostali z niczym, i zaczynali żyć w nowym miejscu. Następnie jesienią 2022 roku rozrósł się do generatorów. Zaczęli wysyłać nam za nie pieniądze. Kupowaliśmy i sprowadzaliśmy agregaty prądotwórcze od małych po przemysłowe - część poszła na front, inne do placówek dziecięcych, szpitali.
EWOLUOWAŁA OD PIELUSZEK DO DRONÓW
Jak mówi Ksenia, ona i jej mąż bardzo ostrożnie zbierali i wysyłali rzeczy na front.
– Szwajcarzy są narodem neutralnym, dlatego bardzo ostrożnie podchodziłem do pomagania wojsku. Ale na Ukrainie wszystkie produkty higieniczne i ubrania są dostępne i jest ich mnóstwo. Brakuje właśnie środków technicznych na froncie. Zatem teraz ewoluowaliśmy, że tak powiem, od pieluch do dronów – zauważa kobieta.
Interesuje mnie kwestia, czy Szwajcarzy są gotowi pomagać żołnierzom.
- Przeważnie nie są gotowi. Są jednak osoby samotne, które chcą im pomóc. Teraz mamy szczęście z tą historią o „mavikach” dla „Czarnego Zaporożca”, kiedy sam nasz patron powiedział: „To jest dla dronów”. Ale jeśli chodzi o inne spotkania, i to nie tylko nasze, ale także pozostałych organizacji wolontariackich w Szwajcarii, zawsze dotyczą one tylko szpitali, dzieci i uchodźców, a w żadnym wypadku nie dotyczą spraw wojennych.
Pytam się Kseni, kto przekazuje ich organizacji duże lub małe kwoty.
- Większość darowizn to niewielkie kwoty, począwszy od 20 euro do stu. Czasami dochodzi do tysiąca lub dwóch, ale nie często. Jednakże naszą praktyką jest umieszczanie na naszej stronie internetowej listy wszystkich darczyńców, niezależnie od kwoty przekazanej przez daną osobę kwoty. Nigdy nie określamy kwoty darowizny.
Wśród darczyńców „Ukrainehilfe” – mówi Ksenia Prieve – są różne osoby – emeryci, młodzi ludzie, przedsiębiorcy, prywatne małe i duże firmy. Bardzo różni ludzie – podkreśla wolontariuszka.
WOLONTARIAT DAJE POCZUCIE, ŻE NIE ŻYJESZ BEZ SENSU
Pytam męża Kseni, Torstena Prieve, co motywuje go, Europejczyka, do ochotniczego działania na rzecz Ukrainy i jej żołnierzy.
- Oczywiście, pierwszą rzeczą, która mnie motywuje, jest moja żona. Przed wojną wielokrotnie odwiedzaliśmy z Ksenią Ukrainę. W Kijowie, w rodzinnym Krzywym Rogu, a nawet w Heniczesku, który jest obecnie okupowany. Logicznym więc krokiem było dla mnie zgłoszenie się do niej na ochotnika, zamiast po prostu siedzieć w naszym mieszkaniu w Zurychu i patrzeć, co będzie dalej. Kiedy w lutym 2022 roku zaczęła się wojna na dużą skalę, byliśmy przerażeni, sfrustrowani… Ale w takiej sytuacji najlepiej coś zrobić, bo inaczej czujemy się bezsilni. A Ksenia pewnego dnia po prostu wstała i poszła do sąsiadów, a za kilka dni mieliśmy już pełny autobus rzeczy i zabraliśmy je.
Torsten wraz z żoną zgłosił się na ochotnika od pierwszego tygodnia wojny na pełną skalę. Chociaż, jak twierdzi, nigdy wcześniej tego nie robili. Ciekawe, czy mojemu mężowi się to spodoba.
– To trudne – w tym sensie, że nie jesteśmy jakąś dużą organizacją, jesteśmy po prostu rodziną Prieve. Jest nas tylko dwóch, mamy swoją pracę. Ale z drugiej strony daje poczucie, że nie żyje się na próżno i można się jakoś przydać w obecnej trudnej sytuacji, a nie tylko siedzieć i czekać, aż wojna się skończy. Stajemy się bardziej doświadczeni, rozwijamy kontakty, nasi przyjaciele i znajomi nie tylko pomagają nam zbierać pieniądze lub nam je przekazywać, ale pytają: czego dokładnie potrzebujesz? W rzeczywistości pojawiły się również te trzy drony.
DORASTAŁEM W BERLINIE ZACHODNIM, WIĘC WIEM CO OZNACZA SĄSIEDZTWO ROSJAN
Według Torstena Prieve’a najbardziej czasochłonny jest transport pomocy do lub przez granicę.
- Mamy szczęście do naszych pracodawców: są bardzo tolerancyjni w stosunku do naszej sprawy i jeśli zajdzie taka potrzeba, dają nam dzień wolny - mówi.
Szwajcar zauważa, że bardzo ważne jest dla niego teraz zaangażowanie się w pomoc Ukraińcom.
- Urodziłem się w Berlinie Zachodnim, przez całe życie miałem Rosjanina przed domem, więc dobrze wiem, jak to jest. Oczywiście nie zgłosiłbym się na ochotnika, gdybym nie miał żony Ukrainki – przyłączałbym się głównie do darów, jak wszyscy. Ale poza tym zdaję sobie sprawę, że to nie jest tylko wojna Rosji przeciwko Ukrainie. To jest wojna Rosji z resztą świata zachodniego. Jestem Europejczykiem, dorastałem w Niemczech, mieszkam w Szwajcarii i wiem, co oznacza Europa. To darmowe podróżowanie, wolność, szacunek. Chronię ją teraz na swój sposób – angażując się w wolontariat na rzecz Ukrainy. Nie jestem żołnierzem i nie mogę go bronić na froncie. Ale w ten sposób daję z siebie wszystko, mówi Torsten Prieve.
POTRZEBUJEMY MNIEJ BIUROKACJI I WIĘCEJ JĘZYKA ANGIELSKIEGO
Ksenia zauważa, że największym problemem dla ich organizacji nie jest gromadzenie środków na pomoc czy jej dostarczanie na Ukrainę, ale biurokracja na granicy.
- Byłoby dobrze, gdyby wszyscy wolontariusze mogli po prostu kupić to, czego potrzebują, dostarczyć na granicę i przekazać Ukrainie. Zamiast tego musimy poszukać dokumentów. Teraz z dronami pomogli nam dziennikarze Ukrinformu, a przecież przywieźliśmy je dla Czarnego Zaporożca.
Ale generalnie naszym zdaniem bardzo dobrze byłoby, gdyby na stronie internetowej państwowej agencji koordynującej dostawy wolontariuszy pojawił się podręcznik dla wolontariuszy zagranicznych. Coś w rodzaju mapy drogowej – od czego zacząć, gdzie skręcić. Czy przewozisz pomoc wojskową czy cywilną? Jeśli jest to wojsko, musisz zrobić to, tamto i tamto - a także listę kontaktów, gdzie można uzyskać wszystkie te dokumenty.
Zdaniem Kseni Prieve, zagraniczni wolontariusze potrzebują pomocy, uproszczenia informacji i… anglojęzycznych celników.
– Ukraina obrała kurs w kierunku cyfryzacji, dlatego chciałbym, aby na granicy było mniej deklaracji i innych dokumentów do wypełnienia. I jeszcze jedno – język angielski. Rozumiem, że celnicy na słowackiej granicy znają ukraiński i może słowacki - ale w ogóle nie mówią po angielsku! Gdyby mój mąż przywiózł tę pomoc beze mnie, zamiast trzech, spędziłby na granicy osiem godzin – po prostu dlatego, że nie zrozumiałby ukraińskich celników.
Dlatego szwajcarscy wolontariusze z „Ukrainehilfe” zauważają, że naprawdę mają nadzieję, że przy imporcie kolejnej partii pomocy na Ukrainę na naszej granicy będzie mniej biurokracji i więcej języka angielskiego.
Tetiana Kogutycz, Użhorod